No i początek stycznia za mną. Było trochę zimno :-) Moje menu obfituje w większą liczbę węglowodanów, ale tak chciał mój organizm. Może ma to związek z tym, że było bardzo zimno i codziennie przebywałam z dziećmi min. 2 godziny na mrozie. Na pewno nie stałam w bezruchu :-)
Poniedziałek
- śniadanie I: kubek kiślu z siemienia lnianego z jednym daktylem. A jak robię taki kisiel? Do mniej więcej 1,5 litra wody wrzucam 3/4 szklanki siemienia lnianego brązowego w całości. Gotuję ok 15 min. Powstaje fajny kleik-kisiel. Przepuszczam przez sitko na którym zostają mi ziarna a w naczyniu tylko kisiel. Dzieciom dorzucam jabłka i gruszki, gotuję trochę i mają przepyszny kisiel. Można też zmiksować. Zjadłam też dwa jajka na miękko ze szczyptą kurkumy, sporą ilością masła, pieprzem, solą i kilkoma kroplami soku z cytryny
- obiad: zupa marchwianka z bloga zmiksowana z chrząstkami z kości cielęcej szpikowej i szpikiem i z odrobiną sosu pomidorowego, który robiłam latem z pomidorów, cebuli i czosnku. Do mojej zupy-kremu dodałam sporą ilość curry. Ale rozgrzało, że hej! :-) A za sprawą zmiksowanych chrząstek zupa była szalenie przyjemna dla brzuszka i taka kremowa. Mniam!
- kolacja: Zupa marchwianka z makaronem