niedziela, 24 lipca 2016

Menu lipiec

Poniedziałek

  • śniadanie I pół czerstwej kromki chleba żytnio-razowego z masłem     
  • II-gie śniadanie: suszone gruszki, siemie lniane i migdały       
  • obiad: łyżeczka uduszonej ryby, omlet z dwóch białek i czterech żołtek, duszona cukinia, duszony por plus zioła i przyprawy

  • podwieczorek/kolacja: Trwała godzinę :-) Dzieciom przygotowywałam rarytasy i co chwilę coś podjadałam. Najpierw zjadłam małeńka rybę  i omleta z jednego żółtka, potem troszkę ryżu z curry i świeżą melisą (zjadłam prawie całą doniczkę :-)), fliżankę soku zmieszaną z ciepłą wodą z imbirem (seler, maleńki plasterek ananasa, liście melisy), potem odrobinkę sałatki na ciepło z kukurydzy, jagód, odrobiny zielonego groszku (w sumie był on tam niepotrzebny)
  • kolacja: suchy-czerstwy kawałek biszkopta czekoladowego bezcukrowego posmarowany odrobinką miodu (skład biszkoptu: ubite jajka, soda oczyszczona, odrobina mąki zytnio-razowej i zmielone ziarna kakao, cynamon,imbir, kropla cytryny, sczypta soli-wymieszane i zapieczone :-))

Wtorek

Wczoraj namieszałam trochę z kolacją-podwieczorkiem. Było wszystkiego po trochu no i był misz masz. Mój organizm nie lubi takiego mieszania. Odczułam to rano. Mimo iż wszystkiego było mało, to obudziłam się trochę zmęczona. Dlaczego? Bo układ pokarmowy był zmęczony taką mieszaniną. Mogłam zjeść więcej ryby a sałatki z kukurydzą i jagodami nie jeść. O tej godzinie nie je się owoców! A po co w ogóle wypiłam ten durny sok warzywny o godzinie 18:00? No chciałam sprawdzić jak działa. Dziewczynko nie o tej godzinie. Jak już coś to do południa. Czułam jak sok mnie trochę osłabił. Tyle witamin!!! To nie dla mnie.

  • śniadanie I: Miałam straszną ochotę na ser biały. Generalnie nie jem     nabiału, ale miałam straszną zajawkę na ser (mleka krowiego nie tykam jak już coś to kozie-4 razy na rok :-)). Ser nie był sklepowy tylko wiejski. Ten sklepowy ma całkiem inny smak. Mimo iż piszą na opakowaniu, że jest tam tylko mleko i żywe kultury bakterii to smak jest całkiem inny. Muszą jeszcze coś dodawać no bo ten smak mówi sam za siebie. No więc zjadłam odrobinę tłusteo sera białego ze szczypiorkiem, kurkumą, odrobiną jeszcze masła, kminkiem, pieprzem ziołowym, cebulką, imbirem, solą i koperkiem. 
  • obiad: mała duszona ryba ryba i omlet z 3 żółtek i żółta sałatka szparagowa z cebulą plus zioła i przyprawy
  • kolacja: białka ze szczypiorkiem

Środa

Odnoszę wrażenie, że wczorajszy biały ser mnie troszkę osłabił to znaczy zamulił mi żołądek.
  • śniadanie I: A teraz przyszła faza na groch. Obudziłam się i pierwsze co organizm powiedział-daj mi groch i seler! No więc dałam :-) Uduszony groch z liśćmi selera. Super! Mniam!
  • śniadanie II: krem z buraka 
  • obiad: szpinak, ryba, ziemniaki
  • kolacja: Groch. Oj to był błąd to potęgi n-tej! Doskonale wiem, że kolacje powinny być lekkostrawne a tu taki błąd! Chowałam groch z obiadu do lodówki i nie mogłam się powstrzymać i tak zjadłam kilka łyżek. Rany Julek przecież to się trawi tak długo! Nigdy więcej.

Czwartek

  • śniadanie I: No po wczorajszej głupkowatej kolacji nie zjadłam nic.
  • śniadanie II: Delikatna zupa z ryżem (ziemniaki, marchewka, biała pietruszka, biały ryż, zielona pietruszka, cebula, odrobinka ryżu-wszystko gotowane ok godziny dzięki czemu wydobył się delikatny, słodki smak)
  • obiad: I -sze danie: zupa z ryżem z II-giego śniadania. Po godzinie: duszona kiszona kapusta, groch, ziemniaki i zioła i przyprawy 
  • kolacja: zupa z kukurydzy. Zjadłam za dużo. A dlaczego? Bo smaczne.

Piątek

No to było trochę ciężkostrawnego jedzenia i misz maszu i porzejedzenia się. Za dużo tego wszystkiego. Organizm wkońcu chciał odpocząć. Było mu ciężko w brzuchu. Ileż można? Urządził sobie głodówkę. Jeste absolutną przeciwniczką robienia sobie głodówek na siłę. To znaczy organizm woła o jedzenie a człowiek na siłę się głodzi. To nie tak. Sprawa ma się inaczej, gdy organizmowi po prostu nie chce się jeść. Mówi-chcę odpocząć! Chcę sie oczyścić. I tak własnie dzisiaj zawołał mój organizm
  • śniadanie I: nic 
  • śniadanie II: nic
  • obiad: nic
  • podwieczorek: dwie łyżki kaszy gryczanej uprażonej w piekarniku tak, że ugotowane ziarenka kaszy były tak ususzone, że chrupkie. Do tego kilka łyków soku z kiszonych ogórków i drobniutko pokrojona cebula
  • kolacja: nic
Czy byłam głodna? Nie-brzuch mówił-nie dawaj mi jedzenia. Rano troszkę byłam osłabiona, ale nie niejedzeniem tylko przeciążonym układem trawiennym. Po południu powoli zaczynałam odzyskiwać witalność i tę lekkość bo brzuch robił się lekki.
Piłam jedynie albo imbirówkę (zagotowana woda ze sproszkowanym imbirem) lub ciepła wodę. Wodę i imbirówkę piłam drobnymi łykami, trzymając i mieszając ze śliną w buzi. Tak jakbym płukałam zęby i drobnymi porcjami połykałam.

Sobota

  • śniadanie: kromka chleba Vasa, jedno żółtko i troszkę uduszonej czarnej porzeczki. I co? Zwymiotowałam. Organizm nie chciał nic jeść. Odrzucił. Chce dalej się oczyszczać.
  • śniadanie II: nic
  • obiad: odrobinka zielonej fasolki szparagowej-dwie łyżki
  • podwieczorek: skóra z jednej kromki chleba żytniego (własny wybór). Skórę zssałam. Wychodzę z dziećmi na dwór. Biegam za nimi, gonię, tarmoszę, tańczymy z innymi dziećmi też :-) Mam duzo siły, brzuszek robi sie wolny, ciało uwalnia się z rzeciażenia i pewni i toksyn :-). Robię w piaskownicy mostek. Ciało robi się zwinne :-) 
  • kolacja: troszkę duszonej cukini z sosem pomidorowym
Do picia to, co wczoraj: imbirówka i ciepła woda

Niedziela

Czuję jak brzuszek powoli wraca na swoje tory. Czuję jak organizm się oczyszcza. Czuję przypływ energi. Czuje jak pusty brzuch dodaje mi sił. Dziwne, ale tak jest. Na udach zmniejsza mi sie cellulit :-)
  • śniadanie I: nic
  • śniadanie II: nic
  • obiad: 16:30 czerstwy chleb żytnio-razowy na zakwasie (własny wypiek) z wiejskim twarożkiem kozim z dużą ilością soli i pieprzu
  • kolacja: 20:00 troszeczkę duszonej, rozgotowanej duszonej kapusty. Zasnęłam z  dziećmi, bo pół dnia byliśmy nad wodą a drugie pół w parku. 3,5 letnia córeczka uczyła się jechać na wrotkach. Więc biegałam i podtrzymywałam ją non stop :-) Obudziłam się z pustym brzuchem i o 23:00 zjadłam 1/5 kromki czerstwego chleba. Chleb jest tak twardy, że nie da się go pogryźć. Biorę do buzi, ssę i dopiero gdy zrobi się miazga-papka w buzi wtedy połykam.
No trochę błędów popełniłam. To nie to, że było może za dużo grochu ale zrobiłam za dużo misz maszu. Ziemniaki, kiszona kapusta, groch. A jednego podwieczorku misz masz z rybą, potem sałatka z jagód i kukurydzy i jeszcze ten sok warzywny. Nie! To mnie zdecydowanie osłabia. No i przejadłam się zupą z kukurydzy. Zauważyłam, że mój organizm zaczyna się przestawiać na takie jakby jednoskładnikowe jedzenie. Chleb czerstwy tylko z masłem. Jajko osobno. Ziemniaki osobno. Ryba osobno. Im mniej mieszam na talerzu tym chyba lepiej. No zobaczę jak to się rozłoży w przyszłych tygodniach. Już zacieram ręce :-).

Następnego dnia zjadłam tylko dwa żółtka na śniadanie. O 14:00 odrobinę zileonej fasolki szparagowej a na kolację odrobinę duszonej cukini z pomidorami. Mało co nie?

Dzień po. Organizm wraca na swoje tory i na śniadanie już było troszkę mięska z duszoną cukinią i pomidorami. Na obiad mięsko i sałatka z kiszonych ogórków i cebuli a na kolację jajka z dusznymi pomidorami i cebulą :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz