piątek, 16 czerwca 2017

Jelitówka kontra lekarstwa i probiotyki


Tydzień temu dopadła mnie jelitówka, rozwolnienie czy rotawirus czy jakieś zatrucie. No nie wiem sama jak to nazwać, bo przeciez ja do lekarza nie pódję ;-) A po co? Żeby tracić czas i dostać masę badań i tabletek? Eeee tam! :-)

No dobra. Dopało mnie już w niedzielę wieczorem. W sobotę byłam cały dzień na truskawkach i zjadłam na plantacji 3 nieumyte soczyste czerowne owoce z krzaczka. Czy to od tego? Eeee-chyba nie.


W niedzielę o 16:00 już było mi zimno, dreszcze i miałam 40 C. Pomyślałam sobie, że chyba jakis udar słoneczny dostałam po tych zbiorach truskawek, bo było naprawdę gorąco. Potem doszły zawroty głowy i dreszcze, osłabienie a język mi sie plątał i nie mogłam z siebie wydobyć ani jednego słowa. Przypomniało mi się, że tydzień temu widziałam się z chłopczykiem, który wcześniej miał jelitówkę. Może zaraziłam sie od niego? Może...Nieistotne. Trzeba się skupić na moim organiźmie teraz.

Tego dnia zjadłam jeszcze normalnie.

Poniedziałek
Obudziłam się ze strasznymi mdłościami, potwornym bólem brzucha i niczego mi się tak bardzo nie chciało jak kiszonej kapusty z rana. Podjałam trochę. Ale ulga. Tego dnia miałam również potworne rozwolnienie. Wylądowałam chyba z 20 razy w toalecie. Wszystko wokół mi brzydko pachniało. Na wiok ziół i zapachu kawy mdliło mnie totalnie. Nieeeeee, nie jestem w ciąży:-) Myśl o słodkim to już wogóle przyprawiała mnie o ciarki. Nawet woda wydawała mi się za słodka. Przez cały dzień popojałam letnią, przegotowaną wodę z dodatkiem kilku kropelek soku z kiszonej kapusty lub cytryny. Dajcie mi kwaśnego!!!!Temp. ciała 39 C. Oprócz kiszonej kapusty zjadłam tego dnia pół surowego jabłka i 5 łyżek syropu z truskawek i jabłek-tak mi się chiało. Udusiłam owoce razem w małej ilości wody i powstał cudny syrop. Podjadłam też trocheę uduszonych jabłek.

Wtorek
Scięło mnie totalanie z nóg. Nadal mam rozwolnienie, nadal zawroty głowy, nadal mam mdłości, temp. 37, 5C. Nadal piję ciepłą wodę z dodatkiem kwaśnego: cytryny, kiszonej kapusty, kiszonych ogórków. Strasznie mi się chce sera białego-jem łyżeczkę. Zjadłam też łyżeczkę soku z jagód-tak mi się chiało. Zjadłam dwie czereśnie-to znaczy wyssałam z nich sok. Zjadłam dwie łyżeczki ekologicznego kefiru z łyżeczką pokrojonej i ugniecionej cebuli-oh! Jak dobrze mi sie zrobiło od tego kefiru i cebuli. Tego dnia skubnęłam też kawałek (łyżeczkę) śledzika w cebuli i śmietanie. Ale mi się chciało! Pycha! I to koniec z jedzenia. Śnię o musztardzie, arbuzie, malinach, pomidorach, nektarynkach i sfermentowanym bananie. Ja i banan? No tak jakoś mi się chciało. 

Pewnie się zastanawiasz dlaczego ja sobie tak to wszystko opisuję. Nauczyłam się wsłuchować w swój organizm. Kilka lat temu wszystkie książki dietetyczne rzciłam w kąt. Zaufałam sobie i zaufałam sobie w tej chorobie. Jeśli organizm chce śledzika-to Iza daj mu to. Jesli chce utuczonej surowej cebuli z kefirem-daj mu to. Nie patrz na to, czy przy rozwolnieniu, jelitówce można czy nie można. Może to było coś innego niz jelitówka. Poszłam do apteki i powiedziałam o moich objawach i oni na to, że absolutnie nie mogę kwaśnego tylko powinnam jeść sucharki. Jedząc śledzika, kwaśne rzeczy tylko sobie szkodzę. NIE!!!! Tylko nie sucharki. Przecież na myśl o chlebie robiło mi się niedobrze. Nie przeszedłby mi teraz przez gardło. Olałam aptekarzy i jakieś ogólne założenia. Ja nie jestem ogółem przecież. Zaufałam tylko sobie i dalej postanowiłam iść tylko moją ścieżką. Nie kupuję żanych lekarstw.
No i wybieram się na zakupy. Gdy przechodzę obok stoiska z pieczywem zbiera mnie na wymioty, gdy idę obok mięsnego mam dreszcze ale gdy stoję przy stosiku z warzywnym i owocami-wszytsko mi pachnie.

Środa
Rano upiekłam bardzo, przedojrzałego banana i wypiłam tylko syrop, który się wytworzył-łyżeczkę. Oj jak dobrze w brzuszku. Miąższu nie tknęłam-blee... Tego dnia zjadłam dwie borówki, pół nektarynki, kawałek arbuza -to znaczy wyssałam sam sok i zjadłam pół owocu granata-to znaczy wyssałam sam sok a pestki wyplułam. TAK tego soku z granata mi zdecydowanie było potrzeba. I to fajrant z jedzeniem na dzisiaj. Rozowlnienie już jest mniejsze i powoli nabieram sił choć jeszcze jestem potwornie słaba. Przejdę parę kroków i dopada mnie mega zmęczenie.

Czwartek
Ciągle słaba ale już więcej chce mi się jeść. Zjadłam pół sparzonego pomiodora obranego ze skórki z utuczoną cebulką i wypiłam 1/4 szklanki soku z pomidorów ze słoika (jak dobrze mieć domowe przetwory :-)). Sparzyłam na patelni cebulkę, dorzuciłam sczypiorek i dwa plasterki ekologicznego sera żółtego. Hm...pycha! Nigdy mnie tak nie ciagneło do sera jak dzisiaj. Od momentu tej jelitówki nie mogę patrzeć na nic ciepłego, ugotowanego, zupy. Nadal mam wstręt do zapachów, ziół i nadal piję kwaśną wodę aczkolwiek już mam mniejsze zapotrzebowanie na kwaśne. Teraz mam ochote na herbatę truskawkową. Brzuch boli mnie juz coraz mniej. Wracam powoli do życia :-)

Piątek-kulminacja-biorę PROBIOTYK
Dobra, niiech będzie. Biorę probiotyk bo niby na jelitówki probiotyki brać trzeba. Wzięłam na czczo Sanprobis IBIS exe. I co? Boże jakie to słodkie i jakie niedobre! Zwymiotowałam! Nie! Absolutnie NIE!!! Rozbolał mnie tylko brzuch. Ratujcie. Mój organizm ma odrzut od wszystkich jakiś tam syntetycznych specyfików. Teraz rozumiem dlateczego tak bardzo mi sie chciało wody z kiszonych ogórków, kiszonej kapusty, odrobiny kefiru, wody z octem jabłkowym-przeciez to naturalne probiotyki! A ja chciałam przechytrzyć naturę i daś mojego kochanemu organizmowi jakieś sztuczne specyfiki. Prezpraszam Cie mój organiźmie. Nigdy więcej Ci tego nie zrobię! Nasze ciało samo podpowiada co dla niego najlepsze. Ale dodam, że od 4 lat nie tykam syfu i żadnej przetworzonej żywności. Tylko w taki sposób wyczyszczony, dobrze odżywiony organizm potrafi reagować prawidłowo na pokarmy.

Potem po tym durnym probiotyku wypiłam pół filiżanki mleka koziego niepasteryzowanego ze wsi. Oj jak dobrze w brzuszku! Tego mi trzeba było a nie jakiegoś probiotyku. Mleko kozie działa wspaniale osłonowo na żołądek i bardzo mi się go chce. Nie wiem czemu ale organizm ma odrzut od zagotowanego mleka. Chce mu się takiegio z temp. pokojowej. Może dlatego, że potrzebuje tych dobroczynnych bakterii, które znajuja się w mleku surowym a giną w wysokiej temperaturze? Nie wiem. Nie rozkminiam tego-słucham się swojego organizmu i najlepiej na tym wychodzę :-) Ufam mu bezgranicznie. Ufam tylko jemu.

Po dwóch godzinach serwuję sobie znowu filizankę mleka koziego. Piję go bardzo, bardzo powoli.

Piątek zapoczątkował u mnie fazę na mleko kozie pod różnymi postaciami: własny budyń, mleko z płatkami kukurydzianymi (płatki robię sama), mleko z domowym ciasteczkiem z miodem. Jak wcześniej miałam fazę na kwaśne tak teraz mam fazę na mleko i odrobinkę miodu, ale nie surowego miodu-tylko podgrzanego. Skubnęłam kokosanki domowe, a maliny i borówki jem garściami.

Weekend 
W weekend jadłam tylko mleczne produkty oraz maliny i borówki. Ser biały skubnęłam łyżeczkę...hm tak bardzo mi się chciało i trochę domowego majonezu. Generalnie w tym tygodniu nie zjadłam warzyw, jedynie ciągnie mnie do szczypiorku, cebuli, mleka, serów, i borówek, malin, czereśni. Nie moge patrzeć na strączkowe, mięso, nasiona, zboża, kasze. W zasadzie nic mi nie przechodzi przez gardło tylko mleko kozie.

Dzisaj jest poniedziałek i zaraz zjem na śniadanie budyń z mleka koziego, który zrobię z laski wanilii i mąki kukurydzianej i ziemniaczanej i odrobiny miodu i posypię dwoma malinami i borówkami. 

Tak sobie tutaj wszystko zapisałam, aby mieć pamiątkę i dowód na to, że w zasadzie to jedzenie pomogło mi w zwalczeniu tej jelitówki a nie żadne lekarstwa. Ba! Nawet zaszkodziły. Zwymiotować po probiotyku-nie jest normalne a poczuć błogość po kefirze z utuczoną cebulką-jak najbardziej prawidłowy i zdrowy objaw :-)

To kolejny z miliona moich dowodów na to, że w naturalnym odżywianiu SIŁA. I to, że organizm jest najlepszym mędrcem, lekarzem, doradcą i może wyleczyć SAM każdą chorobę tak jak np. wyleczyłam chore kolano, przy którym lekarze juz chcieli majstrować ale się nie dałam! Poradziłam sobie sama bez maści, lekarstw i ingerencji chirurgicznej. Wszystko SIĘ DA! Trzeba wkońcu nauczyć się słuchać swojego organizmu i podążać za jego głosem. A będzie dobrze nam podpowiadał i dobrze kierował, gdy odrzucimy przetworzone jedzenie, pełne konserwantów.

Chciałam dodać, że ta jelitówka zdarzyła mi się teraz latem. Stąd ochota na maliny, jagody...ale gdyby zdarzyła się zimą pewnie organizm by poprosił o coś innego. O co? Nie wiem :-) Nie miałam jelitówki zimą ;-)

Trzymajcie się i śledźcie bloga i facebooka http://www.facebook.com/wytrwala:-) Tutaj głupot i suchej teorii nie znajdziecie.

Pozrawiam

Iza (Wytrwała)

Aktualizacja (tydzień po)
Przez 4 dni tydzień po jelitówce moim głównym posiłkiem to było mleko kozie wiejskie niepasteryzowane. Teraz mija miesiąc od czasu jelitówki i na mleko kozie patrzeć nie mogę. Fazy jak we wszystkim :-) Mleka krowiego nie tykam wcale od 4-ech lat.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz