wtorek, 31 października 2017

Menu październik


Po pierwsze. Trochę, trochę? Przeogromnie mi głupio, że wstawiam te moje menu nieregularnie i z przeogromnym opóznieniem. Kurde. Jestem zabiegana na maksa ale kurcze to nie jest wymówka! 10 min. dziennie można poświęcić na napisanie tego, co sie zjadło danego dnia. No bez przesady. Można to nawet zrobić z prawie zamkniętymi oczami wiec nie będę pisać, że musiałam zrobić to i tamto, nie będę się żalic i siebie usprawiedliwiać. No bo po co założyłam zakładkę "Menu miesiąca?" Ano po to, aby sobie porównać jak zmienia się moje odżywianie z miesiaca na miesiąc, z roku na rok, jak to ewouluje, jak organizm się zmienia i jego preferencje i zapotrzebowania...itd. A dla Was Kochani Czytelnicy może to być inpsiracja do tego, że MOŻNA żyć bez chemi a życie bez zamulonego mózgu jest całkiem inne, w ładniejszych kolorach, takie jakby bardziej trzeźwe...itd. Dlatego obiecuje poprawę z terminowością wstawiania postów. Zawsze w takich przypadkach sobie mówię "Iza nawaliłaś, dałaś ciała. Trudno! Idziesz dalej iiiii do przodu Yyy ha !" I zawsze wieszam sobie takie teksty na lodówkę rysując serduszka, słoneczka, aby sie nie przejmować, nie biczować, żeby nie patrzeć wstecz. Było minęło, mówi się trudno. Trzeba się otrzepać z kurzu i z dziarską miną kroczyć do przodu i realizować to, co się sobie założyło. Nie ma sensu płakać nad rozlanym mlekiem. Co było a nie jest nie liczy się w rejestr. Zatem dobra, nawaliłam ale kroczę dalej.

Ok! :-). Otrzepałam się, potrząsnęłam głową i teraz konkretnie i na temat. Zauważam, że mój organizm powoli coraz mniej potrzebuje mięsa i w październiku nie chce mi się pić herbat ziołowych rano po przebudzeniu. Organizm może chce odpocząć? Rano popijałam przede wszystkim wywary/buliony warzywne. Potrafię tego wypić (przynajmniej do tej pory tak było) nawet 2 litry. Tak więc moje pierwsze śniadanie jem/ popijam od 7:00 do 9:00. Wogóle w pażdzierniku jest dużo duszonych warzyw na moim talerzu i troszkę zbóż, kasz. Jak wspominałam mięsa nie jest za dużo w moim październikowym menu ale rosołki jak najbardziej cieszą moje podniebienie. W październiku pozwoliłam sobie nawet kilka razy na pomidorówkę. Jescze 3 lata temu trzepałoby mnie od niej z zimna i strzelało w kolanach. Tak bardzo miałam wychłodzony i zniszczony organizm, że w zasadzie telepało nim po wszytskim co zjadłam kwaśnego...Mój organizm ciągle potrzebuje ciepłych posiłków-objaw jak najbardziej prawidłowy i wskazany o tej porze roku :-) 


Poniedziałek
śniadanie I: 7:00-9:00 
Kawa zbożowa Anatol z cynamonem, anyżem, kardamonem, imbirem, szczypta soli i kropelka soku z cytrtuny. Następnie szklanka wywaru z cebuli. Cebulę dusiłam na maleńkim ogniu ok godz. pod przykrywką, potem podlałam wrzątkiem, pogotowałam 3 min i przecedziłam wywarek przes sitko. Rany boksie! Jakie to słodkie! Kolejną moją popitką był wywar z pora i marchewki a potem zjadłam ciepła sałatkę z buraków z cebulką. Pycha!!! 

obiad:
Kluseczki kładzione z jajka i samposzy plus wywarek z duszonej kapusty 

kolacja:
Zupa z głowy karpia. Pycha!!!! Wczoraj objadłam głowę karpia ale zostały mi kosteczki i dużo miękkich i takich jakby wątróbki elementów. Zatem na tym zrobiłam pyszna zupę. Skład: wywar z głowy karpia, ziele angielksie, lisc laurowy, kurkuma, majeranek,imbir, chili, moje pomidory ze słoika, cziosnek, cebula, marchewka, sól, bazylia. gotowałam ok 2 godz, Marchewki pół zostawiłam, czosnki też i a cebule wyciągnęłam i wszystko zmiksowałam i przecedziłam przez gęste sito i jeszcze podlałam odrobina oliwy z oliwek. Oj! Oj! Jakie to dobre i odzywcze i jakiego daje powera! śpie barzo mało, prowadze życie na bardzo wysokich obrotach i ratuja mnie te wszystkie moje eneregtyczne zupy, rosoły buliony warzywne. Bez nich nie dałabym rady ze wszystkim. Ostatnio potrzebuję tłuszczu z ryby. Dzisiaj wiecie co. Ię na Hale Tęcza, tam jest stoisko ze świeżymi rybami. Juz obczaiłam temat. Niektórzy ludzie kupując rybę, każą odcinać skóre, płetwy, głowę a tam jest najwięcej tłuszczu, kolagenu, tego strasznie cennego tłuszcyku, który ja kocham i mam przeogromne zapotrzebowanie. Zobaczcie, że Eskimosi w ciężkich warunkach jedzą dużo tłustych ryb i nawet sam tłuszcz sobie kroją (kiedyś widziałam taki ciekawy film dokumentalny o Eskimosach), nie chorują, nie ma tam aptek, sklepów i jedzą tylko lokalnie to, co natura w ich obszarze oferuje. Tak na marginesie to zapraszam na mój wpis Co łączy Eskimosa, Polaka i Afrykańczyka? Tak więc idę rano rybnego, powiem sprzedawcy, aby te ewentulane skóry nie wyrzucał tylko odłożył dla mnie i trzasne boską zupę na kolację na kilka dni. No zobaczymy czy się uda :-) A to, że zupa będzie prawie za darmo, to inna pozytywna para kaloszy :-) 


Wtorek

Wstałam. Jest 5:00 rano. Fasola biała mi się gotuje. Będę ją gotować na raty dzisiaj przez cały dzień. Gotuje mi się kawa. Zaraz zrobię dla synka śniadanie z własnymi przetworami z czereśni (takie miał życzenie) córeczce owsiankę z daktylami, mężowi duszona kapustę z mięskiem plus kluseczki plus zupę do pracy i sio wyfruwam z domy o 7:30. Dobra ORGANIZACJA to połowa SUKCESU. Mam w lodówce dużo wywarków z cebuli, pora, marchewki....więc spoko loko ;-)

śniadanie:
Szklanka wywaru z cebuli, chlebek kukurydziany i zupa-krem z marchewki, buraka i cebuli. Skład chlebka: woda, mąka kukurydziana, soda, mąka ziemniaczana, jajko, kurkuma, imbir, sól, kropelka soku z cytryny (bez jajka i sody też wyjdzie). A zupka krem to mieszanka pozostałości obiadowych, podlane wywarem warzywnym, miksowanko, sporo smalczyku gęsiego, przyprawienie, miksowanko i już zupka jak sie patrzy w 5 minut. 

obiad 15:00 
Woda z gotowanej białej fasoli a potem zupa rybna. Udało się! Facet ze stosika rybnego przechowal mi skórę ryb, których klienci nie chcieli. Mam w ten sposób zupke rybną z przeogromną iloscią omega-3 ale nie w kapsułkach lecz w czystej, naturalnej formie. I taka zupka jest 1000-krotnie lepsza od tych super olei z kapsułek z apteki. Bo w moim daniu jest ciepełko, masa przypraw i ziół, które mają szalenie duża pozdrowotna moc. Wolisz łykac kapsułki za 200 zł? Ja wolę zupę rybną za pół darmo i mieć energię, bo ciepła zupka robi zen w brzuchu, na duszy, ciele i w głowie. Każdy ma wybór w życiu. Ja zwykle zjadłam bardzo duzo tluszczu. Kilka miseczek tłusciutkiej zupy ze skórami syci, że hej! 

kolacja: 
Kawa zbożowa z miodem. 

Jest godzina 23:30. A ja szybko mieszam mąkę kukurydzianą z wodą a jutro skoro świt, piekę dzieciom (sobie też) chlebek kukurydziny. Grunt to dobra organizacja. 

Środa

Ciasto na chlebek kukurydziany powlewałam do takiej brytfanki na mufinki. Jak sie upiekły pokroiłam w poprezk w okragłe plastry, podsmażyłam na patelni z masłem. O Jezu! Ale dzieciaczki futrowały. Jak im smakowałąo. Najlepszy byłby czerstwy...no ale...;-) Cieplutke chlebki i do tego kawka zbożowa z przyprwami koreznnymi i dzieci wniebowzięte a brzuszki ciepłe, organizm wzmocniony i pięknie ogrzany. Synek w ten sposób ma siłę na naukę w zerówce. Dodam, że moje dzieci od 4-ech lat wogóle nie chorują, nie wiedzą co to syrop na kaszel czy tabletki bo codziennie piją zdrowe syropki w postaci jedzenia: właśnie kawkę zbożową z przyprawami, herbatki ziołowe ze sczyptą kurkumy i oczywiście nie jedzą tych wszystkich wyrobów sklepowych: bułek pszennych, chleba puszka-okruszka, słodyczy, soków, coli...itd.itp.

śniadanie 7:00-9:00 
Czas na moje śniadanie :-) Dla każego coś miłego. Wywar z kartoflanki zmiksowany z dwoma surowymi jajkami, tzn. jedna szklanka zmiksowana z dwoma surowymi żółtkami a drugi kubek z białkami i trochę podgotowałam aby białko się ścięło. Jakoś mam takie dni, keidy jajko musze jeść oddzielnie: żółtko i białko. Tak mi lepiej smakuje. A potem duszony por z warzywami z kartoflaki. 

obiad 14:00 
Łyżka szpinaku z małą ilością ozorka wołowego a potem żółta fasolka szparagowa z zasmażką z mąki jaglanej i ziemniaczanej. Mąkę jaglaną uzyskałam w ten sposób, że zmieliłam kasze jaglaną w młynku od kawy. Taniej, bardziej świeżo i mielę tyle, ile potrzebuję i mąka nie stoi i nie psuje się. Świeże najlepsze. Ale miałam lekkie gazy bo troszkę namieszałam. Bo albo jem sam ozorek i warzywa albo samą fasolkę z zasmażką. U mnie najlepiej jest jak są dwa, maks trzy składniki na talerzu. Im "biedniej" i mniej kolorowo-tym lepiej la dobrego trawienia. TRAWIENIE najważniejsza sprawa. Lepiej trawisz=lepiej przyswajasz=płaski brzuch=lekkość w głowie=siła i energia

kolacja 17:00: 
1 szklanka zupki -samej wody bez warzyw: qywaru/bulionu z wątróbki i ozorka zmieszałam z wywarem z marchewki, dodałam mnóstwo ziół i przypraw (duzo ostrego) dużo masła i dużo cytryny (inaczej zamuli) i zmikswoałąm. Mmmmm...pycha! Spokojnie nic nie musiałąm specjalnie gotować, bo wywarki/buliony mam zawekowane w słoikach. Dajcie mi większą lodówkę! Na nowe mieszkanie kupię sobie dwukomorową. A po tej zupce z kolacji kop energetyczny murowany. Ostatnio strasznie dużo przyprawiam ostrym (chili, pieprz cayenne, curry, pieprz zielony, biały, imbir) tak, że wykręca buzię ale w brzuchu raj. 

kolacja 19:00
To samo tylko dołożyłam podduszoną paprykę i zmiksowałam i przecedziłam przez sitko, bo miałam ochotę tylko na tę samą wodę. Cudo! Syci a nie obciąża brzuszka na noc. 


Czwartek 

śniadanie 7:30: 
Troszkę szpinaku i duszone jabłka ze skórami i pestkami. Skóra i pestki świetnie działaja na wypróżnianie. Od razu pędzi do toalety ;-) Spokojnie szpinak i jabłka miałam zawekowane. Dzieci zjadły ciepły domowy kisiel z brzoskwini. Brzoskwinie też miałąm zawekowane z cynamonem, imbirem, szczyptą soli. Wystarczyło podgrzać brzoskwinie, sok zmieszać z mąką ziemniaczaną i wszytsko podgotować 2 min. I już. Zero cukru tylko cukier z owoców. Wtedy zjadamy cukier w odpowiedniej proporcji a wszystkie inne słodziki to zbyt dużo słodkiego koncentratu. Dziennie zjadając jeden owoc dostarczamy cukru tyle ile trzeba przy okazji zjadając witaminy z owocu. Wszelkie słodziki nam są niepotrzebne. Durny wymysł marketingowy.

śniadanie II: 
Duszony cały szczypiorek i chyba z pół słoika mojej musztardy (skład musztardy: gorczyca, woda, cytryna ot co!) plus kurkuma, duzo estragonu, przeogromna ilosć pieprzu czarnego aż buzie wypala, imbir, sól i duzo soku z cytryny i ogórek konserwowy (nie w occie spirytusowym tylko occie jabłkowym) i potem kawa zbożowa ugotowana z kawą sypaną z cynamonem, odrobiną goździku, gałka muszkatałową, sczyptą soli. 

obiad: 
Ozorek wołowy z przeogromną ilością masła i musztarda i mnóstewem estragonu i ostrych przypraw, wszystko skropione cytryną. Oczywiście jak zwykle jest szczypta kurkumy a imbiru nie żałuję. I nic więcej. Dajcie mi spokój z warzywami. Organizm chce odpocząć. Miał ochotę tylko na ozorek. Nie zmuszam organizmu do jedzenia na siłe warzyw, bo nakitwaszę w brzuchu i będzie mnie skręcać. Jak organizm mówi nie to nie. Czysty organizm podpowiada mądrze. Najaważniejsze aby w brzuszku się wszystko ładnie układało i trawiło. 

kolacja 19:00: 
Rety jakie to było dobre i łagodne dla brzuszka. Kolacja ma byc lekka! Wywar z marchewki (spokojnie mam kilka zawekowanych buteleczek, więc zero roboty) zagęszczony mąką ziemniaczaną. Czyli co? Marchewkowy kisiel! Mniam. Dodałam orobinkę miodu, więcej imbiru i koniecznie skropiłam cytryną-inaczej zamuli od słodkiej marchewki. 

A i dzieci zrobiłam w bambuko. Poprosiły o kisiel z brzoskwini z rana. Dolałam do niego słodkiego wywarku z marchewki i powtórnie zagęściłam mąką ziemniaczaną i dodałam troszkę daktyli. Ale wcinały! Ha! Ha! I marcheweczka przemycona :-)

Piątek

Wstałam o 5:00. Z zamkniętymi oczami włożyłam zielone liście pora do wrzątku, dodałam ziele angielskie i liście laurowe oraz szczyptę soli i wyszłam z domu. Wiało jak choelra. Opatuliłam się szalikiem, nałożyłam czapę i poszłam poćwiczyć ok 15 min-takie tam drobne oddechowe ćwiczonka z jogi. Wróciłam i zaczęłam robić jedzonko dla męża do pracy. Mąż zawsze dostaje ode mnie zupę w termosie i drugie danie. Zupa to kartoflanka a drugie danie to mięso z rosołu, zmieszane z drobno pokrojona cebulka, troszkę mrcheweczki z rosołu, zielonego groszku, mąka ziemniaczana i jajko. Wymieszane, porządnie doprawione i usmazone kotleciki na sporej ilości masła klarowanego i buch do tremosa.

śniadanie 7:00-9:00 
Czasami tak długo trwa moje śniadanie bo rano jem dużo płynnych potraw i nie jestem w stanie na raz wlać w siebie tyle zup. I teraz napiszę o trzech odsłonach zupy makowej, które zaserwowałam sobie i rodzince. Ja wypiłam wywar z pora zmiksowany z makiem i odrobiną miodu, dzieci miały owsiankę z makiem i miodem a mąż congee z ryżu z makiem. Owsianka z makiem wymiata! Spróbuj. Pzepis na owsiankę jest tutaj (kliknij na link) Owsianka wg 5-ciu Przemian A jak sie organizuję z makiem? Namaczam większą ilość, przekręcam przez maszynkę, zagotowuję, pakuję w małe słoiczki i zamrażam i potem mam na czarna godzinę :-) 

Po moim wywarze  z makiem zaserwowałam sobie owsiankę z wywarem ze słonecznika i pestek dyni i wywarem z pora. Taka pyszna odżywcza zupa powstała. I posypałam wszystko podprażonym siemieniem lnianym i dodałam trochę miodu. Pestki dyni i słonecznika gotowałam sobie raniutko na maleńkim ogniu ok 30 min. Zmiksowałałam, przecedziłam przez gęste sito i pyszny oleisty wywarek zostałw garnuszku. Ile w moim daniu omega 3, omega 6, magnezu, cynku, żelaza, wit E, miedzi, błonnika! Ile naturalnego, zdrowego jadła! I teraz Ciebie zaskoczę. Całe ogólem śniadanie moje i męża i moich dzieci kosztowała 4 zł!!!! Bo tak: 1/4 opakowania płatków owsianych to 1 zł, mak 0,50 zł (kupuję na wagę), miseczka conge z ryżu 40 gr, wywaru zielonych liści pora nie liczę bo generalnie je się wyrzuca do śmieci, dwie łyżeczki siemienia lnianego 10 gr (kupuje na wagę), słonecznik w łupinach i pestki dyni (zotały mi jeszcze zapasy z tamtego roku) duza garść to ok 20 gr (kupuje na wagę na stoisku z ptakami wtedy mam pewnosć, że nie są niczym sypane :-)), plus przyprawy korzenne i troszke miodziku 1,80 zł. Szok co? Ano. A jesli ktos mówi, że zdrowe odżywianie jest drogie to nie wie na czym tak naprawde ono polega ;-) Po takim śniadanku dzieci są uśmiechnięte, synek z uśmiechem i spiewem idzie do szkoły bo brzuszek jest ładnie rozgrzany, w ciele cieplutko, narządy wewnetrzne ładnie nawilżone a w duszy jest harmonia i ład i porządek. 

obiad: 
Wywar z duszonej kapusty i duszona kapusta z białą fasolą, podlana galaretą z ogona wołowego i przogromna ilość ostrych przypraw. Ja nie wiem czy ktoś na świecie tak przyprawia. No taką mam fazę. W mojej potrawie orócz innych przypraw, ziół znalazło się mnóstwo pieprzu czarnego, chili, cayenne, pieprzu zielonego (nawet w całych zairenkach), ziołowego, a nawet ostra własna musztarda i chrzan. No wypalało buzie ale w brzuchu raj. Oj jaki raj!!!! Cała duża głowa kapusty kosztue 2,50 zł a pół kg fasoli (kpuję na wagę) 2,50 zł. To podlicz sobie ile może kosztować porcja  mojego obiadu :-) Aż głupio mi napisać kwotę bo taka niska ale zdrowa, jakby miała kosztować miliardy. Odpwowiedz sobie. Czy mądre gotowanie jest drogie? Przestań kupować te nowoczesne produkty i przestań gonić za nowościami nie widząc lub mając pogarde dla naszych krajowych warzyw. Otrząśnij się w końcu i otwórz oczy! 

Tuż przed zaśnięciem wypiłam pół szklanki wywaru z pora.

Wieczorem udało mi sie kupić troszkę mięska cielęcego z gospodarstwa domowego, gdzie zwierzęta sa howane i karmione po dawnemu. Wróciłam o 24:00 ale od razu zamarynowałam sobie mięso-zeberka. Jutro jak zwykle pobudka o 5:00, włączę pyk gaz i mięso samo bedzie się dusić. Do tego podduszę jarmuż. I bedzie miał mąż do pracy a do tego kartoflanke. Oj faktycznie z tym miesem się narobię, faktycznie trzeba stać godzinę nad garnkiem, faktycznie jestem cała brudna. Ha! Ha! Ha! Bzdura! Grunt to dobra organizacja i najzwyczajniej CHĘĆ!

Sobota

Dzsiaj też wstałam sobie o 5:00 rano, od razu wyciagnełam zamarynowane mięsko z lodówki i wożyłam do nagrzanego piekarnika, a ja zrobiłam kilka ćwiczonek oddechowych na rozruch i można działać :-) Wstawiłam sobie liście pora i jarmuż do wrzatku i na małym gazie gotował mi sie wywar warzywny wraz z zielem angielskim i lisciem laurowym. 

śniadanie I: 
Wywar z pora i jarmużu, słonecznik z wczorajszego dnia niełuskaby. Tym razem na malutkim ogniu gotowałam nie 15 min ale ładną godzinkę. Przecedziłam i przetrłam prze sito w ten sposób miałam tylko wywar. Słociutkie. Mniam! Do tego dorzuciłam uprażone orzechy. Potem zjadłam pół precla z samopszy (miałam suchy w torbie papierowej), własny wyrób. A precel to samopsza, woda, sól, kurkuma, imbir. Ciasto szybko zagniecione, uformowane w kółeczko, wrzucone na wrzątek aż do wypłynięcia a potem zapieczone w piekarniku. Czasami człowiek ma chotę coś pochrupać. 
Dzieciom oprócz innych smakółyków, zrobiłam budyń z żółtka. Zagotowałam wodę z miodem i imbirem i kurkumą i zagęściłam maką ziemniaczana rozmieszaną w małej ilości wody. Do ciepłego ale nie gorącego dodałam surowe żółtko i wymieszałam. Pycha! 

śniadanie II 11:30 : 
Duszony szpinak zagęszczony maką ziemniaczaną 

obiadokolacja 17:00: 
Wywar z kości cielęcych wraz ze szpikiem  chrząstkami zmiksowany ugotowana marchewką, plus dużo tymianku i imbiru. To jest bardzo sycące a i małe miekie kości zjadłam. A wiecie, że ponoć leczy się białaczkę (raka krwi) właśnie szpikiem? Ostatnio słyszałam audycję w radio na ten temat. Ja w to wszytsko wierzę i wierzę w to, że to właśnie zwykłe jedzenie potrafi uleczyć każdą chorobę. Każdą.

Niedziela

Dzisiaj wszystkich świętych i pozwoliłam sobie na długie śniadanie: 8:00-9:30 a i pospałam długo aż córeczka mnie obudziła. Spałam aż do 7:30. Od 7-miu lat tak długo nie spałam. Nigdy.

śniadanie 8:00-9:30:
Rany ale mi sie chciało jabłka, Najpierw zjadłam upieczone jabłko ze skórą i pestkami i dodatkowo skórę  dwóch jabłek i jeszcze jeden ogryzek, potem soczystą gruszkę. Wszystko powolutku przegryzałam. W skórze jest dużo błonnika a pestki-to przecież tam zaczyna się życie. Jak ktoś ma problemy z wypróznianiem się to powinien jeśc właśnie jabłka w całości. Odczekałam, pozmywałam naczynia i potem było juz bardziej egzotycznie. Podprażyłam na patelnni wiórki kokosowe, migdały i zjadłam. Potem podprażyłam sezam i orzechy i zjadłam. Jadłam bardzo, bardzo powoli. Miałam czas :-) Korzystałam na maksa! A potem wypiłam dwa duze kubki kakao z cynamonem, imbirem, miodem. Tak mozna żyć! :-) Uwielbiam jeść powoli celebrując każdy kęs. Niestety zazwyczaj wszytsko robię w biegu. 

obiad: 
Zupa na głowie z karpia: głowa karpia, zioła i przyprawy, marchewka, zielony groszek, czosnek i mięsko z głowy karpia. Zjadłam dużo. 

kolacja: 
Hebata czarna z imbirem i rumem. Wszysko razem gotowałam, bo nie zależało mi na alkoholu a jedynie tym posmaku a wysoka temp. usunęła "procenty". Chciało mi się gorzkiego i cierpkiego i ostrego bo obiad był "słodki": słodkowodna ryba, słodka marchewka, słodki groszek 

Voila :-) Aha i chciałam dodać, że jak piszę, że mój np. obiad to zupa to sobie nie myśl, że to tylko jedna miseczka ;-) Jak z z każdym innym daniem. Zresztą Ty masz się przdede wszystkim inpsirować do tego, że można żyć bez chemii no i najlepiej by było, zebyś coś ugotowała.

Miłego dnia!

2 komentarze:

  1. Ja uwielbiam pikantne,ale po pikantnym zawsze mam ochotę na słodkie. Mąż tak samo, i teraz unikamy ostrego (niestety....). A jak robisz kluseczki kładzione? Mi za nic nie chcą wyjść,zawsze twarde jak dętka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kluski kładzione to mąka zytnia lub samopsza, plus jajko, plus woda, szczypta kurkumy, imbiru, soli. Mieszam na gęstą masę i wrzucam na wrzatek i gotuję ok 5 min.

      Usuń