niedziela, 15 lipca 2018

Menu lipiec- czyżby samoistne oczyszczanie, usuwanie pasożytów, zanieczyszczeń jedzeniem?


W tym poście liznę troszkę temat oczyszczania, usuwania pasożytów za pomocą jedzenia.
Jest połowa lipca. I oto na co mój organizm ma ochotę w tym tygodniu. Na gorzkie-potwornie gorzkie i na kwaśne-potwornie kwaśne smaki. Czyżby organizm chciał się naturalnie oczyścić, "coś" zalega? Nie wiem. Tak prosi mój organizm, więc tak mu serwuję. A po czym wiem, że to co mu daje, mu służy? Ano po tym, że po zjedzeniu, spożyciu danego produktu czuję w brzuchu raj, dostaję ogromny przypływ energi, czuję się lekko na ciele i duszy. Dobra, przejdźmy do konkretów, bo zatrąca to o jakąś filozofię, tak mozna gadać bez końca a zegar tyka i czas leci.
Generalnie na śniadanie wybieram ciepłe kleiki zbożowe czy zupy a nawet rosoły...Ale od początku tygodnia chce mi się zupełnie coś innego. Zupełnie. Myślę, że zaskoczę Was tak jak zaskakuję siebie :-) Aha i na końcu wpisu, dam podsumuwujacych, ważnych według mnie kilka wskazówek. Przesledźcie sobie.

Poniedziałek


śniadanie I: 7:30
Dajcie mi gorzkiego z rana! Błagam! Co robię? Gotuję sobie pączki sosny (można kupić w sklepie ze zdrową żywnością-4 zł opakowanie). Robię bardzo esencjonalny napar ( filiżankę) i pije małymi łyczkami-och jak mi dobrze w brzuchu. Och! Jak dobrze. Trafiłam w punkt. A co potem po pół godzinie? Ha! Tu zaskoczę. Surowe ziarna pełnoziarnistego ryżu. Co? Tak, tak. Dobrze czytasz.
Jednym z metod oczyszczania przewodu pokarmowego jest jedzenie na śniadanie 1/4 do 1/3 filiżanki wypłukanego, surowego brązowego ryżu. Należy go żuć tak długo, aż zamieni się w płynną konsystencję. Później nie powinno się jeść nic innego przez 3 godziny. Ja po następny posiłek sięgam jednak troszkę chyba szybciej. Osoby, które mają słabe zęby mogą zmielić surowy ryż (np. w młynku do kawy) Ja sobie taki ryż namaczam na całą noc. Rano odsączony ryż, jeszcze prażę na patelni. Ma przybrać tylko złoty odcień a nie brązowy! To bardzo ważne. Mi taki ryż lepiej służy. Raz zjadłam ryz prosto  z torebki nie płucząc go i było mi niefajnie. Tak więc po odpowiednio przygotowanych ziarnach ten ryż miele w buzi. Jem to potwornie długo ale przy tym wogóle nie rozmawiam, bo połykane powietrze wraz z jedzeniem utrudnia jego trawienie i może przyczynić się do gazów i wzdęć. Czasami mówi się. "Nie gadaj przy jedzeniu" i słusznie. Posiłek powinien być zjedzony w spokoju, bez stresu, jak najwolniej. No ale jak tu się delektować takim ryżem i jeść go pół godziny jak praca czeka? Po prostu wykonuję swoje obowiązki podjadając ryż. Najlepiej byłoby usiąść  w kąciku i delektować się tą garstką wbrew pozoru sycącego pozywienia i najlepiej byłoby jeszcze do tego zamknąć oczy i wyobrazić sobie jak wspaniale oczyszcza się jelito grube. Taką miałam okazję, gdy w sobotę ramo dostałam wychodne na jogę :-)). Po jodze usiadłam  w szatni i miałam przywilej zjedzenia sobie w ten sposób garstki ryżu. 
Taki sposób jedzenia ryżu-dokładnie przeżutego, rozdrobnionego na miazgę, nierozpuszczonego w żadnym płynie (nie można przy tym nic pić) dobrze nawilży jelita dzięki wpływowi odpowiednio nasączonych śliną pokarmów, ale także wzmocni śledzionę -trzustkę, która z kolei wydzieli więcej enzymów trzustkowych. Enzymy te poprawiają jeszcze lepsze nawilżenie i poprawiają trawienie.
Drodzy Czytelnicy (o ile tacy są :-)) nie kupujcie tego zwykłego ciemnego ryżu w sklepie tylko dopłaćcie niewielką ilość i kupcie sobie ryż ze zdrowej żywności z certyfikatem. Na opakowaniu powinien byc odpowiedni znaczek-biały listek z zielonym znaczkiem. 0,5 kg takiego ryżu to jakieś 10 zł. A wychodzi z tego naprawdę duża ilość-więc na pewno nie przepłacisz i nie zbankrutujesz. Różnica  w smaku i trawieniu jest ogromna. Kiedyś z braku laku kupiłam taki zwykły ciemny ryż. Bolała mnie po nim potwornie głowa. Kurde, czy oni go czymś pomalowali???
No to temat ryżu, mamy już jako tako obcykany :-). Reasumując :ryż jedzony na surowo, dobrze rozdrobniony w buzi i wymieszany ze śliną dobrze oczyści przewód pokarmowy. Jeśli będziesz połykać niezrozdrobnione kawałki-zaszkodzisz! Po prześledzeniu całego posta, temat Ci się wyjaśni.

śniadanie II 11:00:
Znowu piję kilka łyków bardzo gorzkiego naparu z szyszek sosny i potem dwie łyżeczki naturalnego probiotyku-soku z kiszonych ogórków. Potem jem duszona cebulę. Och jak mi się chce cebuli!!! Duszę ją min. 30 min pod przykryciem. Uwaga ma być uduszona  a nie usmażona. To potwornie duża różnica. Wrzucasz cebulę na rozgrzana patelnię, podlewasz odrobinką wody, ściszasz gaz, przykrywasz przykrywką i dusisz. Cebula sama puści soki. No ale jeśli zobaczysz, że trzeba podlać wodą, to podlej wrzątkiem. Na końcu sobie taką cebule lekko posoliłam. Młoda cebulka zrobiona  w ten sposób smakuje jak cukierek. Spróbuj  a się przekonasz. Po tym jem jeszcze świeże zielone ogórki. To znaczy wyjadam z nich przede wszystkim ten miaż z pestkami.One maja duże właściwości oczyszczające.

obiad 14:00:
Znowu to samo, plus owsianka gotowana z otrębami ryżowymi i polana odrobinką niepasteryzowanego mleka koziego. Mleka krowiego nie używam a koziego bardzo, bardzo rzadko w małych ilościach. W praktyce wygląda to tak, że jadę do gospodarza. Kupuje 3 l, przelewam do małych słoiczków i zamrażam i mam na później. W zasadzie ro wypiłam tylko sam odcedzony przez sitko wywar. To takie wzmacniające. Wkroiłam dodatkowo świeży imbir. Potem zjadłam czerstwy chleb żytnio-razowy i surowe żółtko i posypałam kiełkami.

kolacja 19:00
Krem z buraka. A pół godziny przed wypiłam gorzką ziołową herbatę ale nie już tak mocno gorzką bo dodałam sobie zioła lukrecji. Uwaga. Lukrecja tez ma działanie grzybobójcze, przeciwpasożytnicze, przeciwwirusowe...itd a przy tym poprawia trawienie. Osoby nietolerujące czosnek mogą odnieść dużą korzyść w piciu lukrecji. Polecam moja herbatkę z bloga Herbata całoroczna Uwaga na cukierki lukrecjowe-"pic na wodę foto montaż". One nie maja nic wspólnego z prawdziwą lukrecją. Kup po prostu zioło w  aptece- ok 2,60 zł za opakowanie i już. Idź najprostszą drogą. Nie kombinuj.


Wtorek

śniadanie 8:00:
Dajcie mi znowu gorzkiego! Po przebudzeniu pije sobie wrzątek łyżeczką. Wodę gotuję 10 min. Wogóle nie mam ochoty na moje tradycyjne herbatki ziołowe oprócz tej gorzkiej essencji. Po zaspokojeniu pragnienia wrzątkiem, piję gorzki napar a po godzince zajadam znowu surowy ryż. Ale fajnie, że organizm woła o ten ryż. Zero brudnych naczyń, zero roboty. No żyć, nie umierać :-)

śniadanie 10:00:
Znowu owsianka z wczorajszego obiadu  ale zagotowałąm ją dodatkowo z szałwią. Zostały mi prawie same ziarna (bo wodę spiłam wczoraj). Polałam sokiem z  kiszonych ogórków i wkroiłam troszkę szczawiu.

obiad 14:30
Puree ziemniaczane. Zjadłam za dużo. Po prostu się przejadłam. Kocham ziemniaczki jak mi pływają w tłuszczu. Tym razem pływały mi  woleju rzepakowym -pierwsza miseczka, a druga w smalcu gęsim. Ziemniaki gotowałam w maleńkiej ilości wody ze szczyptą kopru włoskiego, ziela angielskiego, soli. Utłukałam razem z wodą, która mi została na dnie. Na wierzch dałam świeżo pokrojony czosnek. 
Aha! Przed podjadłam naturalnego probiotyku-łyżeczkę kiszonej czerwonej kapusty i podpiłam 3 łyżeczki soku z kiszonej kapusty

kolacja: 
Nic. Bo przejadłam się tymi ziemniakami. Nie wolno się przejadać! Mea coulpa :-)


Środa

śniadanie 9:00 
Dajcie gorzkiego. Ale tym razem chce mi się szałwii. Oj jak mi się jej chce. Szałwia ma też właściwości przeciwpasożytnicze. Czyli tradycyjnie piję gorzki napar z szałwii. Jezu jak mi dobrze w brzuchu. Wogóle czuję jakiś taki jakby klocek  w brzuchu a ten gorzki napar mi go uwalnia. Czyż mój organizm nie jest genialny? On wszystkim steruje sam. Pootwierałam się przez kilka lat na nowe smaki.  I nadal się otwieram, kosztuje nowe zioła, wypróbowuję wielu nieznanych mi dotąd produktów- i teraz organizm ma w czym wybierać, sterując sam całym swoim mechanizmem:-) 
No i tradycyjnie mielę ryż w buzi. Ciekawe kiedy mi się znudzi :-)

śniadanie 10:00:
Duszony szpinak z czosnkiem, ciepły na talerzu podlewam sokiem z kiszonych ogórków, jem odrobinę kiszonej czerwonej kapusty i trochę ugotowanej suszonej kukurydzy. Mam jeszcze zapasy z przed roku. Kupiłam taką zwykłą pastewną, namoczyłam, gotowałam chyba 10 godzin i zawekowałam do małych słoiczków. Taka jest mniej słodka niż taka zwykła tradycyjna z puszki czy kolby. Tradycyjnej nie trawię dobrze. Taka pastewna nie jest robiona dla przemysłu spożywczego, więc...mniej przy niej kombinują i najmniej przekombinwana jest najlepsza.

obiad 14:00 
Czarna fasola z marchewką i dużo spażonej rukoli i troszkę czerwonej kiszonej kapusty wraz z sokiem.  Spokojnie. Czarną fasolę mam zawekowaną z przed pół roku. Ogólnie strączkowe gotuję w większej ilości raz a potem sobie wekuję w słoiczki i mam spokój na minimum pół roku a czasami i na rok. Potem zjadłam ciapatę z płaskurki (pradawna pszenica) z rukolą i czosnkiem i do tego kilka łyżeczek soku z kiszonych ogórkówi kilka kropel oleju lnianego. Ciapata? Po prostu wymieszana mąka z wodą i solą na konsystencję ciapy. Wylewam na blaszkę na 0,5 cm i zapiekam 20 min w temp 220 C. Ot co.


podwieczorek 17:00: 
Nic. Ale popijam sobie gorzki napar.

kolacja 19:00
Zupa z korzennyh warzyw


Czwartek 

śniadanie 7:30: 
Znowu gorzkie. Ale szałwia i szyszki sosny juz mi się opatrzyły. Potrzebuje czegoś nowego. Mam w domu gorzki korzeń łopianu-ale mi się go nie chcę. Wczoraj dla eksperymentu kupiłam krople  z czarnego orzecha. O jaka gorycz-suuuper! Kolejny gorzki produkt antypasozytniczy. Jezu. A pomysleć, że ja kiedyś byłam totalnym cukroholikiem, chipsoholikiem, batonikoholikie, lodoholikiem. Pewnego dnia się zaawzięłm i na zawsze wyrzuciłam cukier, wszystkie wyroby pszenne i wylałąm mleko. Ciężko było. Czasami myślałam, że przegryzę krawężnik. Przechodziłam tortury podobne do tych, które przechodzi narkoman na odwyku. Ale się zawzięłam i odzyskałam energię, radość z życia, jasne widzenie no i.....najcudowniejsza sprawa- brak bóli stawów i mięśni zero koszmarów sennych i innych dolegliwości (więcej w poście A co się właściwie zmieniło po przejściu na mądre gotowanie?) Dla chociażby jednej zmiany w bytowaniu, w jakości życia-WARTO!  
I co dalej na śniadanie-tradycyjnie uprażony ryż :-)

śniadanie II: 
Najpierw wypiłam orobinkę nalewki z czarnego orzecha. Potem Podduszone jagody ze szpinakiem. Maleńka ilość. Jedna podpieczona morela. Potem mus z buraka i cebuli. Młode buraczki starłam i dusiłam ok 30 min z cebulką. Wkroiłam świeżo posiatkowany imbir i przestudzony podlałam sokiem z kiszonej czerwonej kapusty. Jezu. Jakie cudowne!

obiad: 
Nalewka z orzecha czarnego. 
Żółta fasolka szparagowa podlana olejem lnianym i sokiem z kiszonych ogórków. 
Ostatnio robiłam powidła z moreli do słoików (tz. zrobiłam 5 małych słoiczków na zimę). Zostały mi pestki i co? Wyrzucam? Nie! Podsuszam w piekarniku i chowam do papierowych toreb. Gdy nachodzi mnie ochota-to rozłupuję młotkiem i wylatuje orzeszek :-) Potem podprażam go minutkę na patelni i zajadam. Dzisiaj dorzuciłam 2 takie orzeszki do świeżych, spażonych liści szpinaku do których dorzuciłam odrobinkę mandarynki. Uwaga! Nie wolno jeść więcej niż dwa orzechy z moreli dziennie!!! Wogóle żadnych orzechów nie powinno się jeść dużo. Nadmiar zamiast leczyć, niszczy. Umiar przede wszystkim. Lepiej mniej a częściej. Ofzechy trzeba maksymalnie drobno pogryźć, przezuc i dopiero połknąć. Pestki moreli wykazują duże działanie bakteriobójcze i przeciwrakowe.

kolacja 17:30: 
Gęsta zupa z korzennych warzyw. Pewnie sobie wyobrażasz mały talerzyk. Ale to nie tak. Pisząc zupa, mam czasami na myśli nawet 3 wielgaśne michy.

Piątek
Zaczyna mi się faza na pestki wszelakie. Nie wiem czy wiesz ale pestki cudownie oczyszczają jelito grube. Dzisiaj mi się chce pestek cytryny. Są potwornie gorzkie i o to mi chodzi. Zawsze mam w słoiku ususzone pestki cytryny, pomarańczy i inne (np. jabłka, gruszki) a w innych ususzone skórki pomarańczy, cytryny. Pestki  cytusów usuwają nawet 30 rodzai grzybów w tym grzyby Candida, lamblie i innych pasożytów. Ale ostrożnie z ilością. Jedna, dwie i daj sobie spokój. 

śniadanie 8:00
Wczoraj przed zaśnięciem zamarzyło mi się na śniadanie wyssać sok z grejpfruta. Obudziłam się rano i myślałam, że zachcianka pryśnie. A tu nie! Pobiegałam rano zanim jeszcze mąż wyszedł do pracy do Frescha i co? I jest! Jest grejpfrut. Generalnie nie jem owoców egzotycznych ale dzisiaj....dzisiaj musiałam. Poza tym jest lato, więc chłodzący grejpfrut na moim wyrównanym poziomie energetycznym nie zaszkodzi. Poza tym-chciało mi się, rany boskie. Przecież nie poleciałam po batonika. Organizm woła o gorzki grejfprut, to mu go dam! Oprócz wyssanego grejpfruta zjadłam odrobinkę skórki. Ona reguluje energię trawienną w sledzionie-trzusce. Ale odrobinkę: 1/4 łyżeczki, dokładnie pogryzioną na papkę w buzi. Koniecznie. Dla wydobycia całkowitej właściwości skórki, należy ją gotować 20 min. Ja czasami robię herbatę latem z np. melisy, skórki pomarańczowej i imbiru a zimą gotuję kawę zbożową ze skórką pomarańczową i goździkami. Zobaczcie jakie to fajne. Wszystko jest zjadliwe tylko pytanie w jakiej ilości :-) 
Po godzinie mój uprażony ryż.

śniadanie II
Kasza jaglana z uduszoną cebulką i podprażonymi dwoma pestkami z cytryny i jednym podprażonycm orzechem z moreli i wszystko posypane natką zielonej pietruszki. Kaszy jaglanej nigdy nie łączę z owocami  za to zawsze albo z cebulą albo czosnkiem albo jak juz chcę na słodko to z miodem. Wcześniej wypiłam nalewkę z czarnego orzecha. 
Czas na zmianę naturalnego probiotyku. Tym razem zaserwowałam sobie REJULEVAC z kaszy gryczanej. To nic innego jak ukiszone skiełkowane ziarna kaszy gryczanej niepalonej. Będę sączyć go przez dwa dni. Organizm nudzi się szybko danym probiotykiem i co róż woła o inny. Ale do soku z kiszonych buraków ma odrzut póki co. Fajna informacja dla osób z candidą. Candida bardzo szybko dostosowuje się do nowych warunków i dlatego warto co róż zmieniać probiotyk bo poprzedni już nie działa.

obiad: 
Napar z szałwii zmieszany z nalewką orzecha czarnego 1/3 kubeczka. Potem była gęsta zupa z białej fasoli, którą gotowałam w towarzystwie szałwii. Fasole miałam zawekowaną w słoiczki. Zawsze ją gotuję ok 5 godz. wtedy jest dobrze strawna. Moją gęstą zupę z białej fasoli w której było bardzo dużo pora i czosnku podlałam jak juz przestygła octem jabłkowym. Musi byc coś kwaśnego-to poprawia strawność fasoli. Zupe zrobiłam na bulione warzywnym z marchewki, pora, cebuli, pietruszki białej. Do zupy dorzuciłam własny makaron ciapaty z przed kilku dni. Wysuszyła mi się na wiór- nie wyrzucam! Pocięłam nożyczkami do zupy na paseczki, rozmiękła i był makaron :-) Ot co! :-)

kolacja/podwieczorek 17:00
Zaraz zobaczysz jaki numer wykręciłam. No nie wiem co mi padło na głowę :-) Otóż...ta dam! Zjadłam śledzia z surową cebulą? Co? O tej godzinie śledzia? Mówię sobie. Iza będziesz żałować. A ja na to. A dobra. Przekonajmy się dla eksperymentu. I co? I miałam gazy i wzdęcia. Pomijam fakt, ze zjadłam za dużo. Kupiłam w sklepie. Co tam do niego naładowali? Ale biczuję się za to? Nie! Miałam potworną ochotę a żeby kupić świeżego śledzia z ikrą lub mleczem muszę jechać na drugi koniec miasta. Przez kilka dni miałam z dziećmi zaplanowane wyjścia, więc nie mogę sobie pozwolić na to, aby  jeździc po całym mieście po jednego durnego śledzia. Kupiłam gotowca. Truno. Przynajmniej zaspokoiłam pragnienie.Tylko....mogłam go zjeść o innej porze dnia, np. o 10:00. Aj. Tam trudno ;-)

Sobota

śniadanie I: 
Przez tego śledzia śnidanie zaczęłam dopiero o 9:00. Tradycyjnie napar z szałwii plus orobinę nalewki z orzecha i prażony ryż. Powolutku i gorzkie i ryż zaczynają mi się nudzić. wypiłam rejuvelac z kiszonyh ziaren kasz. Woda spita rejuvelacu, zostały mi same ukiszone ziarna. Nie chce mi się ich jeść. No ale nie wyrzucę! Dzisiaj robiłam dzieciom bułeczki z jajka, samposzy, maki żytniej, wody i soli to jednocześnie moje ziarna kaszy podlałam wodą, zblendowałam, wrzuciłam makę z kaszy gryczanej(zmieliłam kaszę w młynku), wymieszałam, wylałam do maleńkiej foremki i zapiekłam wraz z bułeczkami. Dwie pieczenie na raz. Nie mam czasu się bawić, więc się sprężam. A taki chlebek ze skiełkowanych ukiszonych ziaren kaszy jest potwornie zdrowy, tyle, że mi się nie chce teraz a nie będę zajadać na siłe, kiedy organizm mówi teraz NIE. Zatem za dwa dni jak mi podeschnie pokroje na kromeczki i zamrożę i będzie jak znalazł na czarną godzinę. Naprawe tego chlebka malutko: 5 kromeczek. Wystarczy. Ale nic nie wyrzucam a wyrzucic takie ukiszone ziarna kaszy to jakby wyrzucić miliony do śmieci, bo wyrzuciłabym zdrowie. A potem mam lecieć do sklepu i kupować niewiadomo jakie eko? Swoje to swoje. Nawet jeśli jest to nieładne, nieforemne. Rach ciach, mieszanko, do piekarnika i juz mam zdrowy produkt. Przeierz nie siedzisz w piekarniku razem z tym chlebem. W tym czasie zajmujesz się czymś innym.

śniadanie II 11:00 : 
Zupa z podpieczonej papryki na chrupko i pora na chrupko, zblendowane z czosnkiem i podlane sokiem z kiszonej białej kapusty. Kolejny probiotyk :-) Wcześniej wypiłam gorzką nalewkę z orzecha i szałwi i podjadłam odrobinkę kiszonej kapusty z uprazoną pestką dyni i pestką cytryny. Pestki dyni i słonecznika to kolejne pestki, które usuwaja pasożyty pod warunkiem, że są jedzone w ograniczonych ilościach i są kupione w łupinach i obrane i podprażone tuz przed zjedzeniem. Takie kupione już obrane idą do śmieci. Znajduje się wcnich juz zjełczały olej, który jest rakotwórczy!!!! To prażenie jest szczególne ważne dla pestek dyni ponieważ moga się znajdować na ich powierzchni pałeczki okrężnicy Escherichia coli. Takie prażenie usuwa owe bakterie.

obiad 13:00: 
Gorzka nalewka z szałwi i orzecha czarnego. Gęsta zupa warzwna z zielonej fasoli szparagowej, białej fasoli odrobinki marchewki, pora, kalafiora, czosnku i szałwi (zjadłam prawie cały gar) ...wczoraj dzieci chciały, abym kupiła kolbę kukurydzy. Kolba kukurydzy ma takie niteczki na końcu. Nie wyrzuciłam! Czarne odcięłam a jasne złote drobno posiatkowałam i wrzuciłam do zupy. Dodatkowo pani w warzywniaku miała luzem rzucone odpady kukurydzy: kolby, własnie te nitki...itd. 1/4 kolby wrzuciłam do zupy z dodatkowo jeszcze tymi niteczkami. Owe niteczki-znamie kukurydzy, ich wywar wspaniale chronią drogi moczowe, zwalczają bóle stawów, zwalaczają zaparcia, nadciśnienie, eliminuja toksyny z organizmu, przynoszą ulgę w bólu głowy. Jak widać. Wszystko jest zjadliwe i wszystko jest człowiekowi potrzebne. Te znamiona dodały mi cudowny słodki smak w zupie a z tej małej ugotowanej kolby kukurydzy wyssałam sok. Do tego zaserwowałam sobie odrobinę kiszonej kapusty z majerankiem


podwieczorek 17:00: 
Wizyta u przyjaciół. Wypiłam tam czarna kawę.

kolacja:
Gęsta zupa z warzyw korzeniowych. Rodzinka miała na obiad pieczone udka z kurczaka z czosnkiem. Pozoztawili skóry, chrząstki i ten wydobyty sos/tłuszczyk z kurzcaka, który zamienił się w galaretę. Wyjadłam to sobie plus tylko łyżeczkę mięska bo mam odrzut od mięsa na razie. Nie nie kupuje kurczaka ekologicznego. Nie mam czasu jeżdzić po ekologicznego kurczaka. Ale spokojnie. Z czasem obczaję jakiegość zaufanego gospodarza. nie wszystko na raz. Przeciez trzeba też normalnie funkcjoinować, prawda? Pracując, mając obowiązki nie da się wszystkiego zrobić na raz. Krok po kroku. Powolutko wprowadzać zmiany ale nie tak drastycznie bo można sie przekręcić i nabawić się choroby-nerwicy czy czegoś tam innego. Ja chcę jak najwięcej uwagi poświęcic dziecion a to szalenie ważne w ich rozwoju i mojego spokoju, harmoni życiowej. Stres, ciagłe uczucie, że coś nie tak-sprzyja rozwojowi grzybów i pleśni, zakłóca prace watroby. Zatem spokojnie w swoim rytmie. Ile można to można. Ile nie można-odpuścić. Dodam, że kurczaka jadam jedynie latem. Zimą nie tykam. To nie ta pora roku.

Niedziela

śniadanie 9:00
To co zwykle. Wczorajsza kolacja mnie długo trzymała. Ale to juz ostatni dzień na te ziarna ryżu. Juz ich nie moge i już nie zniosę. Organizm dostał, czego chciał i od jutra startuję z ciepłymi, normalnymi śniadaniami. Tak samo z tą nalewką z orzecha. Koniec! I koniec z tak duża ilościa kwasideł. Bye! Bye!

obiad 12:30-15:30
Wywar z marchewki, porów, pietruszki, selera, szczypt  i 10 min przed końcem dodałam siemie lniane a 5 min przed troszkę kopru włoskiego i lukrecji. Taki kisiel sobie przecedziłam. Wszystko wraz z ziarnami zostało na sitku. Wrzuciłam jedynie ugotowany por, zmiksowałam i wypiłam po kubku powolutku przez całe popołudniu. Och jaka naturalna słodycz. Och jak dobrze i łagodnie w brzuchu! Boskie jedzenie za grosze! Popojam sobie te zupkę co godzinkę. Do kolejnej dodaję skóry, chcrząstki z wczorajszego kurczaka bez mięsa i miksuję. Do kolejnej dolewam rosołu i znowu skóry i chrząstki i znowu miksuję.

kolacja 18:00
Gęsta zupa na bazie rosołu do którego dorzucam marchewkę i seler z wywaru, dorzucam szcyptę kozieradki, odaje odrobine masła klarowanego, ścieram świeży imbir, przeciskam czosnek przez praskę, dodaję sczypte pieprzu, trochę soli, dodaje odrobinkę keczupu i posiatkowana zielona pietruszkę i wrzucam troszkę mieska z kurczaka i troszke kaszy jaglanej. Jeszcze mi zostały ostatki z przed tygodnia. Uf! :-) I taka syta zupkę wcinam na kolację.


W tym tygodniu jak widać dominował smak gorzki i kwaśny ale na kolację zazwyczaj była słodka zupa z warzyw korzeniowych.  

Podobnie  (ale nie identycznie!)do mojego menu wygląda tezż kuracja odrobaczająca.  Ja nie spożywałam tych wszystkich produktów antypasożytniczych na siłę. Tak po prostu wołał mój organizm i tak woła organizm, który jest uwolniony od batoników, cukierków, bułeczek drożdżowych, deserków mlecznych, jogurcików owocowych (tych sklepowych), wszystkich wyrobów pszennych. Odzywia się intuicyjnie. Inaczej tak mózg jest oszukany przez to śmieciowe jedzenie, że woła ciągle o cukier, colę, bułkę pszenną.

Odrobaczyłam się farmakologicznie tylko raz kilka lat temu i od razu zmieniłam sposób odżywiania się potykając się milion razy po drodze. Potykałam się, bo nie potrafiłam mądrze gotować z dnia na dzień. Cały czas się uczyłam i cały czas się uczę. Nie da się od razu nauczyć wszystkiego. Mnie nikt nie uczy. Do wszystkiego dochodzę i dochodziłam sama. Taka nauka jest najlepsza. 

W tym wszystkim zrozumiałam, że nie można jeść na siłę czegoś, na co organizm ma odrzut mimo iz jest to zdrowe. Zdrowe to pojęcie względne. Zdrowe jest tylko wtedy, gy nam służy. Czasami mam odrzut od marchewki i gdyby ktoś mi kazał ją jeść, kiedy jej nie chcę-narobiłabym sobie więcej szkody niż pożytku. Zrozumiałam, że w odżywianiu najważniejsze jest PRAWIDŁOWE TRAWIENIE. Prawidłowe trawienie=prawidłwoe przyswajanie. Każdy organizm jest inny i każdy na swoim etapie potrzebuje czegoś innego. Ja mam fazy, że zajadam się rosołami a mam fazy, ze ich nie jem. Mam fazy na mięso a mam fazy, że go nie jem. Mam fazy na jajka a mam fazy, że nie mogę nawet ich tknąć. Zobacz-teraz mam fazę na gorzkie. Nie bez powodu. Może organizm właśnie teraz chciał się oczyścić. I nie wnikam w to, czy nagromadziły mi się jakieś toksyny, czy jakieś patogenne bakteriee...itd. Po prostu podaje to, o co organizm mnie prosi. 

Pisałam, że odrobaczyłam się farmakologicznie tylko raz ok 5lat temu. Mając jednak 26 lat też się odrobaczyłam ale lekarz mi nie powiedział o tym, że trzeba inaczej się odżywiać i to do końca życia. Moje problemy zdrowotne na poczatku jak różdżką odjłął zniknęły, ale potem powróciły z dwojona siłą i było jeszcze gorzej. Bo znowu zaczęłam karmić pasozyty, patogenne bakterie cukrem, bułkami drożdżowymi. Co ztego, że jadłam surówki. To tak nie działa. Aha. Zjem bułke drożdżową ale potem na obiad zjem surówkę i wszystko będzie cacy. Oj nie będzie.

Kochani. Uważajcie zatem na wszelakie leki na odrobaczanie. Jeśli nie zamierzacie zmienić odżywiania się to lepiej nie róbcie nic, bo możecie sobie naprawdę zaszkodzić. Urosną takie mutanty-juz do nie wytępienia. A my na co umieramy? Ano na zaśmiecony organizm. Owszem, powiesz na choroby. Ale z czego się one biorą? Z zasyfionego, zatrutego toksynami organizmu.

Zatem ostrożnie z lekami na odrobaczanie i nie mozna sobie ich brać tak chop siup. Moim zdaniem najlepiej po prostu zmienić nawyki żywieniowe. Odrobaczanie powinno się robić moim zdaniem w skrajnych przypadkach.

Zobacz, ze w moich herbatkach z bloga jest tymianek, lukrecja, które działąją przeciwpasożytniczo. W zupach jest cebula, czosnek. Zawsze dam szcypte tymianku lub rozmarynu lub innego gorzkiego zioła. Nie jem cukru i innych wynalazków, które żywią pasożyty. 

Śluzówka jelita zużywa się najszybciej, dlatego dobrze jest jadać ciepłe posiłki, ciepłe zupy, które doskonale nawilżą sluzówke jelita. Wszelkie rosoły, w których jest dużo naturalnego kolagenu, galarety z golonki (najlepsze na lato bo zimą już nie), cudownie obudowują śluzówke jelita. Ja na początku mojego zdrowienia zapijałam się rosołami. Jak widzisz moje wszystkie posiłki są ciepłe z wyjątkiem teraz tego ryżu, ale jest podprażony na patelni i to już dużo zmienia. Ja potrzebuję ciepła. Wiem, niektórzy są innej konstrukcji i latem będą jeść więcej surowizny niż pewnie ja. Ale zimą wszystkie posiłki muszą być ciepłe. Zobacz jak często chcemy się zimą znaleźć na ciepłej plaży. Dlaczego? Bo nasze kości, ciała lubią ciepło i dlatego serwujmy im to ciepło od wewnątrz. Zimne jelita to chore jelita i mało co przyswajają.
Dlatego wszelkie sałaty, pomidory, ogórki zima odpadają. One mają na celu schłodzić nas latem ale nie zimą! Takie jedzenie nas tylko osłabi a w osłabionym organizmie-pasożyty cudownie się rozmnażają. One tylko na to czekają. I dlatego tak jest, że osoby "zdrowo" jedzące (daję cudzysłów bo to nie znaczy mądrze), chorują, łapią infekcje.

Wiesz, każdy ma w sobie pasożyty, jakieś bakterie. Gdyby tak każdego przebadać dokładnie to każdy coś tam w środku ma. Chodzi o to, aby to coś nas nie zdominowało. Pewien mądry lekarz mi powiedział, że badania wykazują tylko 20% wykrywalności pasożytów. Zatem nie ma sensu chodzić i węszyć i szukać. Moja znajoma była w dwóch różnych instytucjach i każdym pokazało co innego. Moim zdaniem to też niezły biznes.

Kochani. Zacznijmy od mądrego, domowego gotowania. Wykorzystujmy nasze rodzime produkty. Nie przejadajmy się. Co z tego, że najesz się jakiegoś zdrowego jadła, czy najesz się pestek dyni jak Twój organizm nie strawi tego wszystkiego a niestrawione jedzenie jest właśnie pożywką dla pasożytów. Jedz spokojnie, powoli. Wiem trudno czasami-mi też. Ale mam przynajmniej świadomość i gdy tylko mogę jem najwolniej jak tylko potrafię. Moje dzieci nauczyłam, że jak jem nie mogą mi przeszkadzać, rozmawiać ze mną...itd. To mój czas.

Jak widzisz moje tygodniowe menu to taka tylko zajawka, inspiracja na  poruszenie tematu na temat pasożytów. Ostatnio jadłąm troszkę więcej woców, skubnęłam troszkę sera białego, kefiru. Może zaśluzowałam organizm a teraz te gorzkie smaki były po to, aby odśluzować? Może. Nie mniej jednak fajnie, że się tak złozyło, bo poruszyliśmy dosyć istotny temat. Chyba troche rozdmuchany w sieci...hm.

Zalecenia odrobaczające wg nauki i wg moich osobistych spostrzeżeń

1. Aby się odrobaczyć koniecznie jest przede wszystkim oczyścić przewód pokarmowy. Ten prażony suchy ryż takie właściwości spełnia. Ponoć dla osób ze wzdęciami i gazami lepiej działają enzymy papainowe, które znajduja się w papai. Usuwa świetnie śluz  w orgniźmie (a tworzy go pożywienie zimne, cukier i inne cudaczne jego zamienniki, wszystkie wyroby pszenne, mleko krowie). Papaina jest dostępna ponoć w kapsułkach. Ja jeszcze papai w życiu nie jadłam. Teraz jest lato więc skusze się na ten egzotyczny owoc aby przetestować to na własnej skórze.

2. Razem z oczyszczaniem układu pokarmowego należy przywrócić zdrowe mikroorganizmy w przewodzie pokarmowym. sok z kiszonej kapusty z kapustą jest najlepszy-szczególnie dla osób z candidą. Ale to nie tak, że najesz się michy i będzie super. Nie. Malutkie kęski każdego dnia. Maks 1/4 filiżnaki przy posiłku. Zjesz taka michę to narobisz sobie więcej szkody niż pożytku.  Os łabisz śledzionę. Poza tym być może nie strawisz wszystkiego a pamietaj niestrawiony pokarm zalega w jelitach! I to właśnie ten niestrawiony pokarm jest pozywka dla bakterii i pasozytów! 

3. Najlepszy okres na odrobaczanie to wiosna i wczesna jesień zatem można sobie pozwolić na odrobinę surowej kiszonej kapusty albo jak nie możesz surowizny (ja długi czas nie mogłam) to ciepła potrawę polewaj sokiem z kiszonej kapusty. Mnie ostatnio zafascynowała czerwona kiszona kapusta. Świetny jest też Rejuvelac. Kiszone skiełkowane ziarna. A to przecież prawie nic innego niż zakwas na żur! Czy nasze polskie jadło nie jest mądre? Zobacz, że żur jada się właśnie wiosną-bo wiosna to czas na naturalne oczyszcanie. Zima kumulujemy energię, bo jest zimno a wiosną się oczyszczamy. Nie burzmy praw natury. Czyli Rejuvelac to właśnie zakwas na żur tyle, że wcześniej kiełkuje się ziarna. Nie można go zagotować, bo utaci się wszystkie rogocenne bakterie. Rejuvelac mozna nie tylko z ziaren pszenicy czy zyta ale też mozna go zrobić z kaszy gryczanej. Rejuvelac pozwala stworzyć zrównoważone środowisko w przewodzie pokarmowym.

3. Co jeszcze można zrobić? Dodawaj do potraw gorzkie, ostre smaki: tymianek, rozmaryn, szałwia, imbir, pieprz cayenne....

4. Unikaj pożywienia pokarmów, które moga zawierać pasożyty: niedogotowane mięsa, surowe orzechy włoskie (należy je uprażyć lekko na patelni a najlpeiej jeszcze wcześniej namoczyć  albo dodawaj je do gotujących się potraw). Przechowujemy orzechy w łupinach. Nie kupujemy obranych. Myj ręce przed kazdym posiłkiem.

5. Ogranicz spożywanie owoców.

6. Zobacz ja sobie wszystkie pokarmy przynajmniej lekko podduszam, bo temperatura usuwa pasożyty na surowych warzywach i owocach. Ale przymierzam się do mycia sałat i innych liściowych, rzodkiwewk np woda z octem (to znaczy namaczać je 30 min) w wodzie. Teraz sparzam wrzątkiem. To znaczy raz sparzę raz nie sparzę ;-)- zycie ;-)

7. Leki chemiczne usuwają tylko jeden typ pasożytów, natomiast zioła działają o wiele w wiekszym zakresie. Zioła pomagajaą dodatkowo osuszyć lubiane przez pasożyty wilgotne środowisko organizmu i poprawiają funkcje trawienne. 


8. Czosnek, tymianek (który jest prawie w każdej u mnie potrawie-teraz go zastąpiłam szałwią) są antypasożytnizce. Posypuj potrawy oregano teraz latem.

9. Możesz sobie wypróbować herbatkę na usunięcie sluzu z organizmu jesienią. Przygotuj wywar z nastepujących ziół: 1 część nasion kopru włoskiego, 1 część nasionkozieraki, 1 część nasion lnu, 1/4 część korzenia lukrecji. Tareceptura stopniowo odnawia cały przewód pkarmowy, zastepuje pataologiczny sluz gromadzący sie na błonach śluzowych cienką, lekką korzystną powłoką sluzową.

9. Nie wpadaj w manię oczyszcania, bo możesz sobie zaszkodzić. Moja znajoma w rok przeszła az trzy kuracje odrobaczające niszcząc przy tym watrobę, trzustkę.,..itd. Teraz jest w jeszcze gorszym stanie.

10. Słowem. Lepiej po prostu powolutku wprowadzać zmiany w swoim odżywianiu, zwrócić uwagę na powolne jedzenie, zacząć więcej gotować w domu. Więcej oddychac przeponowo-oddychanie usuwa toksyny z organizmu. Więcej się wyciszać, relaksować. Po szczypcie wrzucać ziół do potraw. Nie objadać się. Wszelkie gwałtowne zmiany też nie są dobre dla organizmu. Czasami również też mylimy nasze niedomagania zrzucając winę na pasożyty. A nasz organizm to nie tylko jelita ale śledziona (najważniejszy organ), wątroba, trzustka, serce, płuca.  Aby śledziona mogła dobrze funkckjonować trzeba jej dać odpowiednie jadło-ciepłe, domowe, sezonowe bez syfu. Jak sledziona będzie dobrze funkcjonować będą funkcjonować dobrze też inne części ciała.

Wniosek: Jak widać. Organizm to wielka machina. Dlatego słuchaj siebie, jedz bez syfu ale to, co Ci smakuje, po czym się dobrze czujesz, po czym nie jest Ci ciężko w brzuchu. Każdy oragnizm jest inny. Nie ma dwóch takich samych klonów. Ale postaraj się odkryć na nowe smaki, aby organizm miał w czym wybierać. I nie kupuj od razu cudaków. Nasze polskie produkty wystarczą.

Pisząc tego długiego posta, wiedz, że kieruję się własnym zdaniem, samodzielnie zdobytą wiedzą, konsultacjami ze specjalistami ale przede wszystkim WŁASNYM DOŚWIADZCENIEM. Pamietaj, że co służy na dany moment mnie, niekoniecznie może słuzyć Tobie. Rozświetl swój umysł i działaj według własnego scenariusza. Zaufaj sobie.

Zobacz, że na mojej stronie nie ma cudacznych mikstur do sprzedaży. Czyli post a pod spodem jakas miksturka do kupienia. Ja namawiam Ciebie do mądrego gotowania, mąrego podejścia do sprawy a nie do oszukiwania. Mam czyste intencje.

Pisząc ten post opierałam się na literaturze "Odżywianie dla zdrowia" Paul Ptchford, "Filozofia zdrowia" Anna Ciesielska i "Zespół psychologiczno-jelitowy GAPS" .

Jeśli chiałbyś
- się mądrze odżywiać ale nie wiesz od czego zacząć 

napisz do mnie na wytrwalablog@yahoo.fr

Zapraszam tez na mojego facebooka. Jeśli spodoba Ci się to, co piszę kliknij na stronce "lubię to"  http://www.facebook.com/wytrwala. 

P.S Przepraszam za jakość czcinki ale blogger coś przekształaca.


5 komentarzy:

  1. Stek bzdur nieszczęśliwej kobiety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego uważasz,że nieszczęśliwej? Skąd ten wniosek? Piszesz o sobie?

      Usuń
  2. Ortoreksja... :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Mimo tego,ze jednak blizej mi do surowego jedzenia, doswiadczylam na sobie jego dobrodziejstw, to czasami zagladam i podpatruje "przepisy" dzieci uwielbiaja "gesty" rosol czy owsianke i doskonale im to sluzy. Kazdy jest inny i czego innego potrzebuje, szanujmy sie wiec.
    Izo wszystkiego dobrego i idz dalej swoja droga. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń