niedziela, 30 sierpnia 2015

Wakacje- Oddychaj, Kochaj, Jedz


Wakacje! Ach co to był za cudowny czas! 2 tygodnie relaksu! Ostatnie takie wakacje miałam 3 lata temu. Nie ma co, należało się naszej rodzince! Spędziliśmy je w Międzyzdrojach.

Relaks

Hm...spacery po deptaku, plaży, wzgórzach i to powietrze! Chcąc niechcąc człowiek wdychał tę cudowną bryzę. I te widoki! Od samego patrzenia serce się otwierało. Ja postawiłam na ruch :-) Codziennie coś tam sobie ćwiczyłam. Nawet zaliczyłam kilka aerobiców na plaży :-) To było coś: fale, powietrze a ja na piaseczku nóżkę w górę, nózkę w bok :-) Na szczęście to były bardzo na luzie ćwiczenia, więc coś dla mnie, bo ja nie lubię się forsować i siłować i mój organizm również :-) Ćwiczyłam sobie też moje ćwiczonka takie rozciągająco-relaksujące z wdechami i wydechami. Robiłam je rano a to w lesie, a to na wydmie, a to przed naszym ośrodkiem-byleby na powietrzu :-) Bo ja potrzebuję oddychać! Dotleniony mózg i dotlenione komórki sprawiają, że człowiek jest silniejszy, szczęśliwszy.


Czy kąpałam się w  Bałtyku? Oczywiście! Woda miała 20 C. Raz poszłam się kąpać o 8:30. Dostać w głowę falą-to jest to! Reset mózgu do potęgi n-tej! Rzucałam się na wodę, nurkowałam. Woda wymywała wszystkie troski. Nie znam lepszego odstresacza a zarazem masażu ciała. Bo te fale to morskie jaccuzi za darmo! :-) Gdy woda była spokojna, to dryfowałam sobie lekko unosząc się po wodzie jak mewa. Boskie! Ja chcę jeszcze!!!!! W basenie to nie to samo.


Dzieci i miłość

Te wakacje nie byłyby takie fajne, gdyby nie moje najcudowniejsze brzdące: Mateuszek 5 lat i Wikunia 3 lata. One dawały nam powera z samego ranka. Rano się budziły i wylatywały wprost na trawę, na plac zabaw. Do morza mieliśmy tylko 3 min. drogi, więc po śniadanku brykaliśmy na plażę. A tam robienie z piasku zamków, tuneli, statków, węży..itd. Ciągnęłam dzieciaki na ręcznikach, chowaliśmy się pod nimi- z tego miały wielką frajdę. Udawaliśmy ducha i złapany był wrzucany na niby do wody :-) A z takich spokojniejszych zabaw to robienie wzorów z szyszek, łapanie mew, rysowanie po piasku, zostawianie śladów na piasku, robienie fikołków, zbieranie muszelek, kamieni i inne.

Czym smarowaliśmy się na plaży? Niczym! Żadnych kremików z filtrami. To sama chemia, która wchłania się do skóry. W sierpniu nad morzem słońce już tak nie pali, a jak czuliśmy, że robiło sie za gorąco, szliśmy do wody, albo do lasu - po prostu :-). Tak kiedyś trąblili o dziurze ozonowej, a teraz cisza. Dziwna sprawa. Nieprawdaż? Po "opalaniu" też nie smarowalismy się żadnymi mazidłami. Dobra, wracam do moich przyjemności i kontunuuję zatapianie się w pięknych wspomnieniach. 


Na placu zabaw bawiliśmy się piłką w kolory, głupiego Jasia, rozpalaliśmy na niby ognisko zbierając patyki, szyszki. Był drewniany domek to bawiliśmy się w dom-sprzątanie, mycie okien...itd. Rzucałam hasło "kukuryku"-to dzieciaczki otwierały okiennice, a  gdy ziewałam to zamykały, bo była noc...itd. Fajne jest to, ze inne dzieci też włączały się do tych zabaw, więc działo się :-)  Bawiliśmy się w sprzedawców lodów, chowanego. Z opakowań po jajkach robiliśmy okręty a z szyszek pociski i robiliśmy walkę na szyszki :-) Jarzębinę nawlekaliśmy na drucik...itd.itp.


Jedzenie

Ha! I jak sobie radziłam w tej kwestii? Na zewnątrz nie kupowałam nic. Po prostu gotowałam. Jak to możliwe? Ano możliwe :-) Mąż, ja, dzieci nie zjedliśmy żadnego goferka, loda, bułeczki pszennej, nie mówiąc o innych syfach. Ja teraz wiem ile kosztuje zdrowia ten niewinny kęs ciasteczka. Inni opychali się lodami, chemicznymi kiełbasami, pełnym konserwantów bułeczkami..itd., a ja gotowałam sobie cukinię, kukurydzę, do tego kawałek masła. Mniam! Na deser jedliśmy jagody, śliwki-to o wiele lepsze od nic niewartego i nic wnoszącego do organizmu loda. A po takich owocach, lekkiej cukini człowiek czuł się lekko jak motyl i miał energii o dziwo za dwóch :-) Wieczorkiem, gdy dzieciaczki spały ja na dworze obierałam fasolkę, gotowałam owsiankę na kilka dni. Wieczorem zaprawiałam mięso i podczas naszej porannej krzątaniny się dusiło. Po powrocie z plaży obiad był już gotowy. Najważniejsza w tym wszystkim to organizacja. Mogłam być jeszcze lepiej zorganizowana, następnym razem dopracuję szczegóły :-). gotowałam wszystko w wiekszych ilościach i chowałam do słoików, aby nie skrobać co chwilę marchewki, czy obgotowywać owoców. Czy gotuje się małą porcje czy dużą, to czas ten sam :-). Oczywiscie wzięłam  z soba mnóstwo ziół i przypraw, bo bez nich ani rusz. A co piłam. Oczywiście moja cudowną hernatkę z tymianku, anyżu, lukrecji, cynamonu, imbiru (patrz przepis Całoroczna herbata. Rano przygotowywałam essencje i miałam na cały dzień. A jak wyglądało dokładniej moje menu, o tym przeczytasz sobie klikając na link: Wakacyjne menu .

O dziwo jedliśmy prawie cały czas warzywa. Nie wiem czy ta woda i powietrze tak podziałały, ale nasze organizmy wołały przede wszystkim warzywa. A jaki był efekt mojej kąpieli i jedzonka? Zmniejszył mi się znacznie cellulit :-) Zatem warto było!

Ach tak sobie to wszystko tutaj napisałam, aby utrwalić te cudne chwile i aby wracać do nich jak najczęściej. Lubie kolekcjonować piękne wspomnienia  i do nich wracać :-)



A jak Ty spędziłaś/spędziłeś wakacje?

Buziaki!

Iza

P.S Obiecałam sobie, ze w ciągu roku będę tworzyć jak najwięcej takich wspaniałych chwil. Żyje się przecież raz i to właśnie dla tych cudnych chwil. A te chwile z dzieciaczkami to najfajniejsze co mogło nas spotkać: radość, śmiech, spontan, wariactwo. Czego można chcieć więcej?

7 komentarzy:

  1. Przepiękne zdjęcia, a twoje wspomnienia czyta się jednym tchem :) Podziwiam Cię jesteś wspaniałą mamą i taką Eko hihi. Twoja determinacja i wytrwałość jest godna podziwu ! Bardzo mnie mobilizujesz do działania, bo ja leniwa z natury jestem. Ach ja też używam coraz mniej kosmetyków chemicznych. O dziurze ozonowej i wymyślonej ochronie UV naczytałam się ostatnio, tak jak wszystko w naszych czasach tu rządzi pieniądz...i wielkie koncerny.. Ja po latach wystawiania się na promienie słoneczne mam ciągle suchą skórę, więc razem z synkiem używamy oleju kokosowego na słoneczko. Zresztą ja używam go często, również zamiast balsamu po kąpieli. Robię też z niego zdrową pastę do zębów :) Uwolniłam się na zawsze od tego szkodliwego fluoru i to za tanie pieniądze. Alina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Alina, Ty jesteś leniwa ???!!!! Trzymajcie mnie, bo zwariuję! :-) Mogłabyś napisać jak robisz pastę do zębów? Bardzo mnie to ciekawi.

      Usuń
  2. Niestety usunął się wpis Anonima z pytaniem chyba o wolne chwile. Anonimie jeśli zajrzałeś tu jeszcze raz, ponów proszę pytanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie jeszcze raz proszę o post jak spędzasz wolne chwile, czym się inspirujesz w życiu, jakie książki, filmy polecasz. Generalnie gorąco proszę o wpisy także o stylu życia, a nie tylko o jedzeniu. Mam nadzieje, ze nie jestem zbyt wyagająca, ale po prostu strasznie mnie inspirujesz i jestem ciekawa także innych aspetów Twojego życia;)) Pozdrawiam i z góry dziękuje. Czekam cierpliwie;)

      Usuń
    2. Z czasem będą i takie wpisy :-) Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Z czasem będą i takie wpisy :-) Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Iza - ta pasta do zębów to olej kokosowy w proporcjach : ( 2 łyżeczki oleju kokosowego) + soda oczyszczona( 2 łyżeczki) ( soda oczyszczoną kupiłam przez internet z eko sklepu cały kilogram) + cukier brzozowy- ksylitol 1 łyżeczka) + olejek miętowy (kilkanaście kropelek) Zmieszać składniki i przełożyć do zakręconego słoiczka. Przechowujemy w ciemnym i chłodnym miejscu.

    OdpowiedzUsuń