poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Historia mojego tańca-zmarnowana pasja i jej odbudowywanie


Taniec. Ach taniec. To moja największa pasja życiowa. Niestety zmarnowana.
W zerówce chodziłam na taniec towarzyski ale znudził mi się. Wolałam coś takiego bardziej nowoczesnego.


W czwartej klasie podstawówki chodziłam na taniec dyskotekowy ale po dwóch latach tez mi się znudził. Nie było tego, czego chciałam.


W ósmej klasie postanowiłam jeszcze raz spróbować sił w tańcu towarzyskim ale niestety nie miałam kasy na kursy. Co robiłam? Chodziłam na pierwsze 3 zajęcia a gdy przyszedł termin zapłaty-rezygnowałam i zapisywałam się do innej szkoły. I w ten sposób obskoczyłam wszystkie sale taneczne na moim osiedlu, a gdy przechodzili trenerzy chowałam się za samochodami, aby czasami  mnie nie wypatrzyli i nie wypominali braku zapłaty ;-)

Ale taniec towarzyski też nie do końca było to bo nie lubiłam tańczyc tak od linijki, nóżka ma być tak czy tak. Ale teraz sobie myślę, że to tylko moje widzimisie. Mogłam iść jednak w zaparte. Poddać się schematowi, wejść w świat taneczny a potem samo by się rozwinęło na szerszą skalę, potem pojawiłyby się same rozwiązania, które doprowadziły by mnie do tańca o charakterze jakim marzę. To było dziwne. Z jednej strony chciałam tańczyć a z drugiej strony coś mnie blokowało.

Po podstawówce po zajęciach szkolnych, rzucałam w domu plecak w kąt, zamykałam się i przez godzinkę sobie tańczyłam-tak po swojemu, nie od linijki.

A potem egzaminy do szkoły średniej, matura...itd. Marzenie o tańcu poszło w odstawkę-jednak cały czas miałam go w sercu. 

Marzył mi się taki taniec bardziej teatralny w którym wyrażę swoje emocje. Na studiach w końcu sobie pomyślałam, że poszukam takiego tańca. I znalazłam. Był on koło teatru Capitol we Wrocławiu. Ale po dwóch zajęciach się załamałam. Jak zobaczyłam jak dziewczyny są porozciągane i jak potrafią zrobić super każdą figurę to splajtowałam. Ja jestem typem nierozciągnietej osoby i nawet jakbym codziennie ćwiczyła szpagat, to i tak go nie zrobię. Wiem co mówię, bo próbowałam przez rok się rozciągać z mizernym skutkiem. Ale robiłam to tak po swojemu. Może gdybym skonsultowała to chociażby wuefistą, efekt jednak by był. Teraz można sobie gdybać.

Zatem ten wstyd mojej "ułomności cielesnej", zablokował mnie do kontynuacji tańca. Poza tym nie nadążałam za układami tanecznymi. Zrezygnowałam. Pomyślałam sobie "Nie nadajesz się. Iza. Jesteś już za stara. Co Ty? W wieku 22 lat chcesz robić karierę tancerki? Aby dojść do takiej formy fizycznej jak inne dziewczyny musiałabyś tańczyć od dziecka" 

Ale dochodziła jeszcze jedna sprawa. Mianowicie chodziłam na studia dzienne. Ale musiałam tez pracować, aby zarobić na książki, ubrania..itd. A zajęcia nie trwały od 8:00 do 12:00 lecz od rana do wieczora z okienkami. I każdy wekend poświęcałam na pracę. Ledwo starczało mi na ksero a co dopiero na zjecia taneczne. Wirowałam miedzy rozsądkiem a sercem. No i wybrałam rozsądek.
Dzisiaj inaczej bym to sobie poukładała. Potem przepisałam się na studia zaoczne. Chodziłam do dwóch prac a uczyłam się w tramwajach ale wtedy o tańcu juz wogóle nie myślałam.

Moja pasja umarła definitywnie.

Nawet kiedy już zabiłam moje marzenie, zawsze oglądając taniec w telewizji, leciały w mojej duszy łzy. Wiedziałam, że mam potencjał-niewykorzystany. Dlaczego nie poszłam nigdy w zaparte? Dlaczego wkręcałam się w myśli o zesztywniałym ciele? Przecież można tańczyc mimo wygibasów -to jakiś konkurs czy co?Najważniejsze jest to, co czuje się w sercu. Tu nie chodzi o jakość lecz o radość, to jak taniec na mnie dizałał-tak jakbym podłączyła się do prądu, wchodziła w jakis inny stan, w jakiś haj ekstazy. Eh mogłam to inaczej sobie poukładać. Ale nie ma co gdybać teraz. CO BYŁO A NIE JEST NIE PISZE SIĘ W REJESTR.

Potem był ślub, dzieci i moje problemy zdrowotne o których przeczytasz pod postem.



I taniec umarł doszczętnie. Definitywnie został zakopany.

Następnie pojawiła sie ogromna dysfunkcja: zablokowała mi się totalnie noga. Była opuchnieta jak bania. Musiałam chodzic o kulach. Fajnie co? Ortopedzi wysyłali mnie na zabieg ingerujacy w kolano. O co to, to nie! Przeciez noga nie jest złamana. Naprawi się! W związku  z tym, że od kilku lat już jadłam mądrze, poznałam wiele ziół, przypraw potrafiłam wsłuchiwać się w potrzeby organizmu, pozbyłam się wszytskich moich niedomagań chorobowych (szczegóły w linku A co się we mnie zmieniło?) to wierzyłam, ze i tym razem sobie poradzę. I udało się. Odpowienimi moimi masażami, okładami, chodzeniem naół roku kolano znowu było sprawne. Ba! Nawet w jeszcze lepszej formie! :-) Ale podczas tych mooich kuracji czasami pojawiła mi sie myśl"A jesli już nigdy nie zatańczę?" Jakby tęsknota za tańcem wracała. 

I co stracić te drugą szanse, którą dał mi los? Dostałam nowe sprawniejsze kolano, dostałam zdrowe ciało, jasny umysł i nie wykorzystac tego prezentu od losu? To przecież byłoby jak zbeszczeszczenie jakiegoś najcudowniejszego pomnika, najcudowniejszej budowli, najwiekszego dzieła artystycznego. O nie! Co to, to nie! TERAZ NIE ODPUSZCZĘ!!!!!! NIE MA TAKIEJ OPCJI!

Zaczełam chodzić na jogę, aby wzmocnić moje ciało. Po dwóch latach poszłam na pierwsze zajęcia zbaletu. Gdy pojawiłam się na  tej sali lustrami, rozpłakałam ze szczęscia. Chodziłam raz w miesiącu bo zakwasy miałam ogromne i nie byłam w stanie iść na następne zajęcia. Iza spokojnie powoli-oragnizm sie przyzwyczai. Od tego roku chodzę na taniec raz w tygodniu :-) Wolałabym częściej ale ja mam jeszcze małe dzieciaczki i męża, który wraca bardzo późno. Ma swój właśny taki kod. Nic kosztem dzieci, rodziny. Uwielbiam być razem. Nie po to tyle lat pracowałam nad naszym powrotem do zdrowia aby teraz to wszystko zepsuć.

Ale wymyśliłam NOWY PLAN!!!!! JESZCZE BARDZIEJ SKUTECZNY. WOW!!!!!!! JESZCZE BARDZIEJ EFEKTYWNY!!!!!

Stwierdziłam, ze co dwa tygodnie będę wymyślać króciutkie choreografie i je nagrywać i je sobie tutaj zapisywać nazywając "Taniec po 40-stce :-)". Będę wyobrażała sobie, że tańczę w teatrze-czyli bedę musiała się przygotować, odpowiednio ubrać do danego tańca, też potrenować ruchy npprzy robieniu zupy, podczas scielenia łóżek dzieciom, na placu zabwa itd. Słowem wszędzie, gdzie się da :-) Wczoraj wieszałam pranie znoga zadarta na parapecie. Zabawne to było. Albo podawałą dzieciom obiad  z talerzem z obrotem. Hi, hi. Ale mielismy ubaw :-)

Rety mam 40 lat! Zaczynam taniec właśnie TERAZ? Cudownie! I piszę to tutaj, składam DEKLARACJE przed sobaąi przed Wami (hi, hi, jesli ktokolwiek to czyta :-), że nie odpuszczę. NEVER!

I tak sobie wczoraj rozmyślałam. Dlaczego my ludzie już niby w "pewnym wieku" nie możemy wykonywać pewnych rzeczy ze względu na już niby juz nie takie kości…itd.? Jako dzieci biegamy, chodzimy, ruszamy się. A potem co? Potem sami zastygamy-praca, dom i zero ruchu, telewizor, kanapa...itd. Do tego dochodzi nieodpowiednie jedzenie…itd., itp. Sami robimy z siebie sztywniaków cielesnych. Ale organizm jest nadal zdolny do ruchu. To nie kości nam nie pozwalają tylko my sami sobie nie pozwalamy. No bo jak można np. robić fikołki, siedząć cały dzień na tyłku? To jest niemożwie. Wystarczy polezeć w łóżku przez 4 mesiące i zaczynamy na nowo uczyć się chodzić. Więc wymówka, że kości za stare-żaden argument. I tej wersji mam zamiar się trzymać! :-) Youpi!

A teraz uwaga kolejny CZAD. 

Na facebooku niechcący obejrzałam filmik dziewczyny, która grała króciutko na pianinie, mówiąc, ze spełniła swoje największe marzenie, bo własnie je kupiła. Wstawiła swój sprzęt muzyczny do kuchni, bo się nie zmieścił we framudze do pokoju:-) Jak usłyszałam jak gra, spadłam z krzesełka. 


Od razu do niej napisałam i powieizałam, że chciałabym siedzieć w jej kuchni i słuchac jak gra. Ona zaprosiła mnie na herbatę!!!! Ona jest z Warszawy a ja z Wrocławia.


Napisałam do niej o moim marzeniu tanecznym i o tym, że chciałabym zatańczyć w czerwonej sukience w teatrze i czy zgodziłaby sie mi akomponiować i nagrać ze mną ładny filmik. I co? I zgodziła się!!!!!! :-), :-), :-), :-)

Ustaliłyśmy termin za dwa lata czyli kwiecień 2021. Wtedy wynajmujemy salę teatralną, wstawiamy pianio, zapalmy reflektor i kręcimy najładniejszy filmik taneczny jakiego świat nie widział :-) 

Obiecuje, że filmik wstawie na blogu! :-) wiecie, ze ja nie rzucam słów na wiatr!

To jest kurcze blade to a nie szukanie jakiś gwiazd na niebie! Iza: pracuj, tańcz, dobrze się odżywiaj bo..........za dwa lata występujesz na scenie!!!! 


Wczoraj spontanicznie nagrałam filmik z moim tańcem bez choreografi, bez jakigokolwiek zamysłu, tak spontanicznie. I obiecałam sobie, ze co dwa tygodnie będę tworzyć własne moje układy taneczne. Mój salon zameni sie w teatr a operatorem filmowym będzie mój synek a operatorem dżwiekowym mija córeczka :-) Będziemy co dwa tygodnie tworzyć własny teatr wraz z scenografią :-) No bosko!

W tym celu utworzyłam na facebooku grupę "Tańczyć po czteredziestce"  na, której będę wstawiać swoje filmiki i inne inspiracje związane z tańcem :-) Oto adres grupy


Zapraszam Ciebie do dołączenia do niej i dzielenia się i swoją pasją do tańca, jakimiś informacjami na temat festiwali, spektakli  a może Ty też nagrasz jakiś swój filmik np. jak podtancujesz sobie w ogródku :-) Tu nie chodzi o profesjonalizm, tu chodzi o radość i frajdę przede wszystkim!

Wczoraj jeszcze sobie napisałam do siebie samej taki fajny list motywacyjny :-)

Iza. Rób to, co kochasz. To, co daje Ci ABSOLUTNĄ radość. Nie patrz na to, co trzeba. Nie rozglądaj się na innych. Rób to, dzięki czemu w danej sekundzie czujesz absolutne spełnienie, to co sprawia, że jesteś ciągle na „haju”. To zaprowadzi Ciebie do życia jakiego pragniesz. Wszystko będzie działało, abyś ku tej drodze cały czas szła. Tylko wykonaj pierwszy krok, potem następny i następny i wszystko potoczy się jak kula i może okazać się tak, że Twoja pasja stanie się Twoim życiem, pracą, miłością-wszystkim. Przełamiesz wszystkie bariery, wchodząc coraz głębiej do swojego serca do wnętrza Twojej duszy. Wejdziesz w stan takiej ciągłej życiowej ekstazy i ciągle Ci się będzie „chciało”. Jeśli będziesz codziennie robić to, co Ciebie uskrzydla, inne przyziemne sprawunki, których nawet nie lubisz, będą jakby robione niezauważalnie, będziesz je wykonywać jak najszybciej, najskuteczniej po to, aby wygospodarować czas na Twoje czynności, które sprawiają, ze serce bije Ci szybciej. Twoja głowa będzie wiecznie w chmurach w innej czasoprzestrzeni a ciało rozluźnione. Będziesz unosić się na wietrze. A przecież tego chcesz. Więc zamiast rozmyślać za i przeciw-działaj. Działaj, bo życie jest za krótkie,aby je przepuścic przez palce. A znasz przecież siebie. Wiesz, ze jak zaprzepaścisz swoje marzenia, będziesz zgnuśniałą staruszka a Ty chcesz przecież być do końca świeża, lekka nie tylko ciałem ale i duszą. Pielęgnuj to w sobie, bo to jest Twój największy skarb, Twoja siła i Twoja broń. Zobaczysz i już przecież niejeden raz to odczułaś, ze gdy robisz to, co kochasz nie interesuje Ciebie to, co myslą inni na Twój temat, nie przejmujesz się sprawami na które nie masz absolutnie większego wpływu, z nikim i z niczym nie walczysz, przechodzisz obok niektórych nieprzyjemnych zdarzeń-obojętnie bo żyjesz swoja pasją, swoim życiem-tam jest Twój dom i Twoja oaza. Budzisz się i myślisz o niej, a zasypiając już nie możesz się doczekać, aby znowu się obudzić i ponownie się w niej zatopić. I to jest to. Iza. Wiesz jak bardzo Ciebie to unosi, więc działaj Kochana.

Antygony Robbins powiedział, że jeśli przez jakiś czas nie będziesz kierować się swoimi pasjami, ich natężenie się zmniejszy. Niewykorzystywana odwaga słabnie. Zaniedbywane zaangażowanie maleje, a nieodwzajemniona miłość gaśnie. „ Nie wystarczy tylko posiadać dobry umysł. Najważniejsze jest, by go dobrze używać”. Rene Descartes.

Amen :-)


A tu filmiki z tańcem, które są dla mnie inspiracją i ukojeniem dla oka i duszy :-)










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz