sobota, 4 stycznia 2020

Nigdy nie przestawaj marzyć. Realizuj swoje postanowienia KONSEKWENTNIE. Działać mimo lęku, mimo strachu, mimo tego, że nie jest się wystarczająco dobrym.


No i wystąpiłam na scenie na Międzynarodowym Festiwalu Tańca w Lądku Zdroju. Było CUUUUDDOOWNIEEEE!!!!! Zrobiłam to! Kuźwa zrobiłam! Pierwszy raz w życiu!



Mam 40-ści lat. Większość ludzi mówi, że to już za późno na taniec a tym bardziej za późno na stawianie pierwszych kroków w tej dziedzinie, bo....BO KOŚCI NIE TAKIE. A ja mam głęboko gdzieś takie gadanie. Oczywistym jest to, że kości są nie takie jeśli nie są używane -to normalne, że zesztywnieją. Logiczne. Nawet dziecko z definicji skoczne, ruchliwe i giętkie ma problem z przebiegnięciem 10 metrów lub zrobieniem fikołka, jeśli na co dzień nie rusza się tylko siedzi całe dnie przed komputerem i objada się chipsami. To nawet ono ma problem, aby się poruszać. Więc wniosek jest jeden-trzeba po prostu ruszać się i wprawić kości w codzienny rozruch. I ja tak mam zamiar robić! Nawet stary mercedes hula jak nowiuśki, gdy się o niego stale dba, smaruje te wszystkie trybiki i używa. Dlatego ja jestem właśnie tym przepięknym mercedesem. Kości same w sobie są silne. Koniec kropka.



W zeszłym roku na koniec 2019 roku w związku z postanowieniami noworocznymi (patrz link Plan na 2019 rok) złożyłam sobie deklarację, ze będę tańczyć. I tańczę!!!! Raz w tygodniu chodzę na zajęcia tańca :-) Choćby nie wiem co, idę na te zajęcia!!! Trzymam się mocno swoich postanowień-przecież nie bez przyczyny nazwałam siebie Wytrwała ;-). Ale mam mały problem, bo po nich mam potworne zakwasy przez 3 dni! Od jakiegoś czasu znalazłam sposób, aby je zmniejszyć. W ciagu dnia robię sobie 8 min przerwy, wskakuje na ziemie i robię 10 powitań słońca-takie ćwiczenia z jogi. Niesamowite jest to, jak ładnie rozciągają i naoliwiają moje kości i mięśnie. Czuję efekty w tańcu. Tylko 8 min. każdego dnia. Mam mniej zakwasów a jak je mam to te ćwiczenia fajnie mi je rozciągają. Ogólnie to ćwiczę dwa razy na dzień: rano od 5:20 do 5:35 i właśnie w od niedawna w trakcie dnia 8 min. no i chodzę na jogę 2 razy w tygodniu (od 3-ech lat).



Czyli od 3-ech lat przygotowywałam swoje ciało do tańca-niełatwego bo modern jazz i trzeba być sprawnym wysiłkowo a zważywszy mój lichy stan zdrowia z przed kilku lat (patrz link Moja historia choroby) i epizod chodzenia o kulach-to musiałam się nieźle wzmocnić i zregenerować nie tylko odżywczymi i odbudowującymi organizm posiłkami bez chemii i konserwantów, cukru, mleka krowiego, białej pszenicy ale też właśnie wzmocnić ciało fizycznie odpwiednimi ćwiczeniami.



Tak więc mimo iż mam 40 lat to kuźwa będę tańczyć!!! A co! A właśnie, że będę sobie tańczyć do 100 lat! 

Jeden warunek: codziennie się gimnastykować!!! A i jeszcze mi się marzy zrobić salto w powietrzu. A co!!!! A właśnie, że się nauczę! A dlaczego by nie? Daję sobie termin do czerwca 2022 roku. To musi być fantastyczne uczucie tak fruwać w powietrzu! Co to znaczy, ze kości nie takie!!!! Właśnie, że są takie jak należy. Trzeba je tylko codziennie pobudzać i puścić w rozruch. Innej metody nie ma- z zarazem najtańszej metody ;-)


Jak wyglądał mój występ na Międzynarodowym Festiwalu Tańca w Lądku Zdroju....?
W kwietniu tego roku wyobraziłam sobie, że tańczę na scenie.To była mega wizualizacja. Czułam wszystko, światła, muzykę...i wyobraziłam sobie, że jestem wśród zawodowych tancerzy, że przebieram się z nimi w szatni, że gadamy tylko o tańcu a moimi instruktorami są światowi choreografowie. A potem puściłam wizualizację w niepamięć bo była tak silna, że faktycznie czułam jakbym już zatańczyła i spełniła swoje marzenie. I co? I kuźwa to się spełniło!!!!! Zatańczyłam na scenie! Jak to się stało? Samo do mnie przyszło! :-)

Informacja o międzynarodowych warsztatach tanecznych sama wpadła mi do ręki w czerwcu. Niechcący wyświetliła mi się stronka o Międzynarodowym Festiwalu Tańca i że są organizowane warsztaty taneczne z najlepszymi choreografami z kraju i ze świata. Chciałam pójść na zajęcia jak najbardziej od podstaw. No i było jeszcze miejsce na funky jazz. Kurde? Co to jest? Nie sprawdzając, aby miejsce mi nie uciekło, szybko zarezerwowałam lekcję. Dla mnie nie było ważne to, co tańczę, lecz w ogóle że będę tańczyła, że będę w tym świecie tancerzy, z tymi pasjonatami, że będę się z nimi przebierała w szatani itd. Szybko się zapisałam. Wykupiłam też lekcje dla dzieciaczków. Ich odbywały się rano a moje zajęcia były od 16:30 do 19:50.


Najpierw miałam zajęcia z barre-au sol - to takie ćwiczenia baletowo-jogowe na podłodze. Instruktorka dotknęła moją stopę, aby ja porozciągać i powiedziała, że jestem bardzo kreatywna i pewnie lubię ciepłe posiłki. Skąd ona to wiedziała? Czarodziejka? Na sali oprócz mnie ćwiczyły nauczycielki tańca, zawodowe tancerki…itd. To było fajne doznanie ćwiczyć razem z nimi. Czułam się uprzywilejowana. Drugimi zajęciami pokazowymi był modern jazz. Moim instruktorem był znany choreograf na świecie Alassan Wat. Cały Lądek Zdrój tętnił tańcem 😊

A co z noclegiem? Cudem wynalazłam wolny mały pokoik z małą kuchenką - no bo ja tylko domowo jem. Inne jedzenie nie wchodzi w rachubę jeśli chcę byś sprawna. Ale co z dziećmi? Kto się nimi zajmie? Okazało się, że gdy ja miałam zajęcia, biuro festiwalowe organizowało w tym czasie dzieciom zabawy. Moje brzdące uwielbiały w nich uczestniczyć: robiły dużo nowych i interesujących rzeczy i poznały ciekawych rówieśników.

Jak widać samo wszystko się ułożyło jakby wszystkie gwiazdy na niebie chciały i robiły tak, abym spełniła swoje największe marzenie wieku dziecięcego. I udało się!!! CZAAAADD! W 7-dmym dniu festiwalu był wielki finał. Wystąpiłam na scenie! Oprócz naszej grupy występowały też grupy taneczne innych stylów tańca. Większość z nich to były profesjonalne formacje. Aż serce się otwierało, gdy się to wszystko oglądało. To była magia! To były czary! Nigdy nic takiego na oczy nie widziałam i nie czułam. Podczas tygodniowych warsztatów codziennie na scenie amfiteatru odbywały się jakieś występy. Były to cudowne spektakle a wieczorami dyskoteki były przepełnione młodymi i starszymi ludźmi-bo warsztaty były dla wszystkich ludzi nie bacząc na wiek. No ja nie chodziłam na te dyskoteki i spektakle bo przez 6 dni byłam sama z dziećmi, mąż dojechał dopiero 7-mego dnia na mój występ. Ale świadomość, ze takie cos sie dizało, napawała mnie ekstazą. Cały Lądek Zdrój był roztańczony a uczestnicy festiwalu mieli na sobie specjalne bransoletki. Fajnie było chodzić po tym miasteczku i co chwilę widzieć kogoś z opaską-swojego człowieka z tą samą dziką pasją do tańca co ja. 

Na mur beton w przyszłym roku też pojadę na warsztaty taneczne do Lądka Zdroju i tak do 100 lat! A co! Raz się w końcu żyje.

O nauce samej siebie, stresie, poddanie się lękowi i uwolnienie.
No a co wogóle działo się na samych warsztatach? Oj to była dla mnie niezła nauka i ćwiczenie nie tylko kroków, ciała ale i umysłu. Nie sądziłam, ze będę się tak bardzo stresować. Nauczyciel mi powtarzał, abym się nie stresowała, abym się nie starała, abym nie analizowała kroków, abym tańczyła tak, jakby mi się nie chciało, abym wszystko olała. Kurde dobrze mówić. Nie mogłam się odblokować. Byłam najbardziej zestresowaną osobą na sali. Byłam maksymalnie skupiona. Nauczyciel cały czas kazał mi się uśmiechnąć. I cały czas mówił, spokojnie.

A ja się wkurzałam, że nie mogę opanować tych kroków. A on mi mówił, że dzieje się to dlatego, ponieważ się stresuję i analizuję każdy krok. Mówił, abym się po prostu wczuwała się w rytm, a dalej samo wszystko pójdzie a kroki zapamiętuje się poprzez po prostu powtarzanie, powtarzanie i jeszcze raz powtarzanie. Nie ma innej drogi. Porównał to z nauką chodzenia małego dziecka.

Czwartego dnia stres osiągnął już swoje apogeum. W domu rano, gdy dzieci spały, położyłam się na podłodze, próbowałam się wyciszyć i się popłakałam. 

Już nie miałam siły walczyć z tym stresem, poddałam się, poddałam mu się totalnie.

Poszłam na zajęcia, położyłam się na sali i z zamkniętymi oczami powiedziałam do nauczyciela (po francusku bo po angielsku to ja nie za bardzo-całe szczęście mówił po francusku), że mam dosyć tego stresu, że moja głowa tego nie wytrzymuje i że się poddaję i już wszystko mi jedno jak zatańczę, mam to w nosie. Zatańczę po prostu tak, jak potrafię, że nie zależy mi, aby się podobać widzom, że mam to w nosie, że przyjechałam tu, aby się pobawić i zatańczyć na scenie i spełnić swoje marzenie i cieszyć się tańcem, że ja po prostu chcę być w tańcu a jak mi wyjdzie –gówno mnie to już obchodzi.

Myślałam, że nauczyciel się skrzywi, ale miałam to w nosie, totalnie w nosie. Stres już mnie tak wycieńczył, że było mi wszystko jedno. I co? Nauczyciel powiedział do mnie. "I BARDZO DOBRZE IZA". A ja do niego, że się stresuję, bo nigdy nie tańczyłam na scenie. A on na to, że to nieprawda, bo przecież tańczyłam na dyskotece czy na weselach. I że to jest to samo.

I czwartego dnia w końcu zaczęłam tańczyć i w końcu zaczęłam powoli zapamiętywać kroki. Rano wstawałam i sobie ćwiczyłam ruchy a jak dzieci były na tańcach swoich, to też ćwiczyłam kroki na korytarzu. Powtórzenie za powtórzeniem i nogi jakby same mnie prowadziły. Przestałam w końcu analizować każdy ruch. Dałam się porwać muzyce.

Wyobrażałam sobie, że jestem tą dziewczyną z filmu "Flashdance", która stoi przed gmachem opery i wchodzi z buciorami ubłoconymi do Sali baletowej i że wchodzi w inny świat.

I w sobotę wieczorem był mój występ. Dzieci miały swój o 17:30. Super im poszło. I wcale się nie stresowały, nic. Luz. I wzięłam z nich przykład-to znaczy starałam się. One traktowały jako przygodę, jak gdyby nic. Wow! Dzieci są niesamowicie mądre.

Mój występ był 21:00. Co chwilę latałam do toalety do pobliskiej restauracji z nerwów. Nigdy w życiu nie miałam czegoś takiego. W końcu właściciele zamknęli toaletę. 2 minuty przed występem strasznie mi się chciało siku. Poszłam gdzie indziej-pobiegłam ale było zamknięte. Już nie było czasu nawet się wysikać pod samochodem. Tuż przed wejściem na scenę przytuliłam się do jednej dziewczyny od której czułam mega moc. I dostałam skurczu w szyję. Jezu! Jak można dostać skurczu w szyję? Nigdy nie miałam czegoś takiego.



Dobra wychodzimy na scenę. Zapaliły się światła. Poszła muzyka. Ja zaczynałam układ w raz z koleżanką. I poszło! Wszystko puściło!!!!!!!!!!!!! W ogóle nie pamiętałam tańca ale pamiętałam to uczucie: RADOŚĆ, SPEŁNIENIE, SZCZĘŚCIE. To było cudne przeżycie. Muzyka sama mnie niosła. Nie wiem-świat przestał istnieć. Czułam się jak ryba w wodzie. TAK. To było moje miejsce!!!!

To było cudowne przeżycie. 

Zrozumiałam, że jak coś się kocha, to trzeba to robić ale bez oceny samego siebie, bez lęku, że nie jest się wystarczająco dobrym. Po prostu zamknąć oczy i poddać się temu i to robić-bez oczekiwania na aprobatę, uznania. Po prostu poddać się swojemu sercu-to co ono czuje i pragnie. Nie robić niczego na pokaz typu „Patrzcie jestem mega”. Tylko robić to dla spełnienia swojego serca-siebie. Po prostu. I tylko tyle albo aż tyle. Puścić, dać się falować swoim pragnieniom.

Gdy już zeszłam ze sceny i się ze wszystkimi pożegnałam (dzieci i mąż byli już w domku-dzieci nie wytrzymały siedzieć tak długo-nie widzieli mojego występu) i gdy tak wracałam sama do domu w deszczu, zdałam sobie sprawę, że to jest super spełniać swoje marzenia ale ważne jest też to, aby się w nich nie zapętlić, za mocno nie wkręcić, że tak naprawdę najważniejsze, aby dbać o ten rdzeń: dzieci, męża-te nasze relacje i bliskość. Aby mieć do kogo się przytulić, aby nie przegapić wspaniałych momentów z dziećmi. To tu jest siła, która buduje resztę odnóg, tu jest centrum tego wszystkiego. Czyli zachować harmonię. Co mi tam po sukcesie jak nie miałabym go z kim dzielić.

To było piękne doświadczenie.

Warto pokonywać swoje lęki i robić to, co podpowiada własne serce i podążać za jego głosem mimo strachu, mimo skrępowania mimo własnych ograniczeń. Rozbić ten mur i wielkim młotem i wnikając do swojego świata. Nic nakarmi lepiej duszy jak radujące się serce :-) Działać mimo strachu! Tak! Robić i już!

W lutym czeka mnie kolejny występ. Właśnie szyje mi się strój taneczny ;-) Joł! Czy się boję? Nie. Czy mam tremę? TAAAK. Sorki za słowo ale sram w majtki. Ale idę w to! Robię to, tańczę tak jak potrafię ale to robię bo inaczej......? Inaczej się uduszę!

Założyłam na facebooku grupę tańczyć po 40-stce. Jeśli chcesz sprawdzić co się na niej dzieje, to zapraszam :-) https://www.facebook.com/groups/tanczycpoczterdziestce/?ref=bookmarks

Jeśli chciałabyś/chciałbyś się wzmocnić, zregenerować organizm, nauczyć się mądrze gotować i w końcu spełniać swoje marzenia, to bez zastanowienia napisz do mnie na 

wytrwalablog@yahoo.fr

Wiedz, że właściwe odżywianie się bezdyskuyjnie wpływa na jakość Twojego życia. Chcesz się przekonać? Po prostu napisz do mnie i sprawdź mnie :-) Być może mogłabym Ci pomóć (wszak zajmuję się tym od kilku lat :-)). Zatem gdyby tak rok 2020 rozpocząć od zdrowej mądrej polskiej kuchni bez białej pszenicy, sztucznego chleba, nadmuchanych bułek, sklepowych przekąsek, cukru i mleka krowiego-jedzenia, respektując pory roku, jedzenia które regeneruje, odżywia i przywraca siłę i energię? Wiele osób się przekonało i wygrało. Czas i na Twoje ZWYCIĘSTWO. Nie zwlekaj. Zdrowie i życie jest jedno. 

A jaki jest mój cel na 2020 rok? Konsekwentnie kontynuować rok 2019! :-)

A co  z Twoimi postanowieniami noworocznymi? Masz takowe czy idziesz z prądem :-)

Udanego dnia i Szczęśliwego Roku 2020 !!! Niech Ci się darzy! :-)

Iza







2 komentarze:

  1. Cześć Izo
    Gratuluję Ci, że masz odwagę spełnić swoje marzenie. Jestem z Ciebie bardzo dumna. Jesteś niezwykłą osoba, cieszę sie, że piszesz tego bloga dzięki temu mogę bliżej Cię poznać:) wszystkiego najlepszego w nowym roku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi przyjemnie, że blog Ci się podoba. Dziękuje za słowa uznania. Tobie też pomyślnosci w nowym roku :-)

      Usuń